piątek, 30 stycznia 2009

Cigaretka

Richard Muller, Cigaretka na 2 tahy.

Ruszyło, jak dawno nie. Brakuje jeszcze, żeby porwał mnie utwór wykonany po niemiecku.

niedziela, 25 stycznia 2009

40

O, jak mnie czerep rypie...

Najpierw były kwiaty i życzenia.

  

Kolorowe jedzonko:

  

  

Potem już tylko bursztynówka

  

najwłaściwsza dla ryczących czterdziestek. Cóż, bum, bęc i mam. Myślałam, że będę bardziej przeżywać. Myślałam, że nie będe mieć kaca. Myliłam się podwójnie. Gdy będę oglądać swoje zdjęcia za dziesięć lat stwierdzę, że o rany, jaka byłam młoda i piękna. Czyli teraz właśnie jestem młoda i piekna, ze zmartwień zostało ewentualnie zdrowie, alo co tam, jest szansa, że jutro wróci. No, może pojutrze,

  

bo gdy zaglądam do butelki okazuje się, że kacodajny płyn jeszcze nie całkiem wyszedł. Tak. Szkocka jest stanowczo przereklamowana.

 Bujam się.

Ach, muszę zmienić tytuł bloga. Oni byli pierwsi. Nie dzisiaj zmienię, bo musiałabym pomyśleć, a niezdolnam.

wtorek, 20 stycznia 2009

Wyprz

Sobotę i niedzielę spędziłam przy komputerze. Samo w sobie nie byłoby to takie złe, ale ja PRACOWAŁAM. Rodzina w tym czasie leżała i się nudziła, wkurwiając mnie niewymownie. Najpierw oglądali telewizję. Potem "przeczytali" pół "Pana Samochodzika". Zorganizowali sobie obiad (frytki i tosty z dżemem). Potem oglądali telewizję. Ponarzekali, że się nudzą. Pod wieczór poszły w ruch szachy.

Przez chwilę nad szachownicą wisiały dwie głowy. Dwie sekundy później wisiała jedna głowa, druga wykonywała coś na kształt tańca Świętego Wita. Kilka chwil później jedna głowa wisiała bez zmian, drugiej nie było w zasięgu wzroku. Wisząca głowa zaczęła się niecierpliwić:

- Grasz?

- Tak!- dziarskie potwierdzenie dobiegło z drugiego pokoju.

- To chodź tu i skup się, bo przegrywasz!

Tup, tup, tup.

- Jestem! Czemu przegrywam?- zapytał Wytrawny Szachista.

- Biegasz nie wiadomo gdzie, zamiast pilnować planszy! Popatrz, właśnie odsłoniłeś królówkę, mogę ją zbić całkiem za darmo. Przed chwilą oddałeś gońca, a zaraz zabiorę ci wieżę. To twoja strategia?

- Tak, trafiłeś na Wielką Wyprz!

  

  

  

Kicia pomagała mi w pracy.

czwartek, 15 stycznia 2009

Konkurs

Oto mój faworyt w konkursie na bloga roku.

środa, 7 stycznia 2009

Duchy 2

Kolejny duch jest świńskiego pochodzenia. Być może niesłusznie mówię o duchu, bo rzecz bardziej w ciele, ale jednakowoż nie opuszcza mnie takie bardzo ulotne, eteryczne wrażenie... Może to zapach, niewątpliwie niematerialny?

Bierze się:

- słoninkę

- cebulę

- jabłko

- majeranek

- sól

Słoninkę kroimy w kostkę, albo mielimy. Najlepiej nabyć już zmieloną- odpadnie sporo tłustej roboty, choć skwarki będą mniej eleganckie. Wrzucamy do gara z grubym dnem, albo bardzo mieszamy, żeby się nie przypaliło. Zresztą, w garnku z grubym dnem też bardzo mieszamy. Smażymy długo, min.godzinę, na małym ogniu. Acha, słoninki sporo, powiedzmy kilogram, żeby był sens spędzać pół dnia przy garach.

 Gdy skwarki uzyskają pożądany kolor- złociutki taki- wrzucamy cebulę, pokrojoną w ćwierćplasterki. Albo w kostkę. Albo w inne formy- co kto lubi. Cebuli mniej więcej tyle, co słoninki, powiedzmy, że też kilogram. Znowu długo smażymy, często mieszając. Niech będzie, że znów ok. godziny. Cebulka ma w tym czasie stać się mięciutka, smarowalna, przezroczysta prawie.

Obieramy i ucieramy na grubej tarce kwaśne jabłko, może być reneta, albo boskop. Albo inne, ale koniecznie kwaśne. Naturalnie inne formy dziabania jabłka są dopuszczalne, ktoś lubi w kwadraciki- proszę uprzejmie, niech dziabie, chociaż utarte jest lepsze. Do złociutkich skwarek i mięciutkiej cebulki wrzucamy to jabłko, niech oddda, co ma dobrego. Na koniec dosypujemy majeranku, hojną ręką, pozostając przy kilogramie słoninki- majeranku dajemy ze 30 g, czyli półtorej standardowej paczki. Doradzałabym jednak sprawdzić rozmiary paczuszki, bo bywają większe, a takie np. 20 dkg majeranku mogłoby zniweczyć dwie do trzech godzin naszej pracy, oraz, co gorsza, zespuć solidną porcję smalczyku.

Jeśli chodzi o sól- są dwie szkoły. Jedni mówią, że koniecznie trzeba solić już podczas smażenia, inni upierają się, że solić należy dopiero na chlebie. Osobiście sypię nieco do gara, a na kromce dosalam. Tak lubię, i co mi kto zrobi?

Po dodaniu jabłka i majeranku smażymy jakieś 5 minut- teraz to już wściekle często mieszając, bo to jest ten etap, kiedy całość lubi się spalić. Wyłączamy, zostawiamy, żeby nieco wystygło. Niby można od razu przelać do docelowego naczynia- najlepiej prezentuje się w glinianym garnczku- ale bezpieczniej jest nieco poczekać, bo oparzenia goją się fatalnie. 

No dobra, wystygło, przelewamy i wstawiamy do lodówki. Idziemy wreszcie spać, bo zaczęliśmy robotę o dwudziestej, czyli jest nieco po północy. Za to rano, jak wstaniemy, lecimy po chleb, kroimy dużo kromek, smarujemy mazidłem, solimy i żremy, bo na zwykłe jedzenie jesteśmy zbyt niecierpliwi.

 Teraz spokojnie możemy sprawdzić temperaturę za oknem, nawet         -15 nam niestraszne w obliczu ciepełka w okolicy żołądka.

Nad nami, niestrudzenie, unosi się świński duch...

wtorek, 6 stycznia 2009

Duchy

Od Wigilii chodzą za mną duchy. Muszę się z nimi zmierzyć, same nie chcą odejść. Oto pierwszy z nich: Alain Robert.

Z Nowym Rokiem dobrze sobie uświadomić, że nie ma rzeczy niemożliwych.

Więcej tu.

Gdy wydaje mi się, że dotarłam do ściany i nic więcej się nie da- zaglądam, żeby sobie przypomnieć, co można zrobić ze ścianą. Pomaga.