czwartek, 10 maja 2007

Rower

Wiosna nie tylko nastała, ale rozsiadła się wygodnie, i nonszalancko zajęła od razu dwa krzesła. Taki szybki start powoduje, że niepostrzeżenie wiosna okazuje się być latem z całą jego przepyszną, dojrzałą, choć nieco może przykurzoną urodą (swoją drogą TEN lato dziwnie brzmi, polski język zniekształca płeć lata). I oczywiście niestety spóźniłam start sezonu rowerowego. Jak już odkopałam rower spod góry rupieci, które tajemniczym sposobem nagromadziły się przez zimę w piwnicy, jak udało się oskrobać wielowiekowy brud (wiem, że brud był najwyżej półroczny, ale w to nie wierzę. W ciągu zaledwie półrocza w zamkniętym pomieszczeniu NIE MOGŁO nazbierać się aż tyle kurzu) i napompować sflaczałe koła, oraz udało się doczekać cudownej chwili, gdy temperatura o wczesnym poranku osiągnęła magiczne 5 stopni powyżej zera, okazało się niestety, że magnolie już przekwitły. Szkoda wielka, bo ta ich okazałość i wulgarna wręcz uroda przy innych roślinkach, które dopiero nieśmiało wypuszczają pierwsze pączki jest dla mnie prawdziwym cudem, powtarzalnym co prawda, ale oddalonym o rok.

Miałam co prawda myśl, aby nieco wcześniej porzucić nazbyt aromatyczny folklor panujący w środkach komunikacji miejskiej, jednakże temperatura o poranku przenosiła zwykły dojazd do pracy na rowerze na poziom sportów ekstremalnych, a takich starsze panie nie uprawiają. Jak byłam młodsza (o dwa lata) zdarzyło mi się popełnić taki wyjazd, skusiło mnie słońce, nie popatrzyłam na termometr, po szybkim zjeździe z dużej górki ręce przymarzły mi do kierownicy, a łzy wyciśnięte przez wiatr powiewały za mną w charakterze sopli. Straszne to doświadczenie pozbawiło mnie w tym roku możliwości podziwiana kwintesencji wiosny. Czas pomyśleć o racjonalizacji stroju rowerowego. Może czarna skóra nabijana ćwiekami? I hełm niemiecki z trupią czachą?

Kto nigdy nie jechał rano na wiosnę rowerem, zwłaszcza po deszczu, nie wie jak potrafi pachnieć świat. Nawet miejski. A jeszcze, gdy skoszą trawę.... Cudnie jest po prostu. Co prawda, spóźniam się przez to regularnie do pracy, bo szkoda mi przegapić drogę w pośpiechu (co zdarza mi się regularnie w samochodzie), ale trudno.

No i oczywiście, zjazd z dużej górki...Z zakrętami....Nie da się tego opisać. Ale rozumiem czarownice i ich fascynację lataniem na miotle. Ten wiatr we włosach...No i na miotle nie trzeba pod tą górkę wyjeżdżać w pocie czoła i z mozołem, kiedy wraca się z pracy.

A potem będą kwitły akacje, lipy, oczywiście będą pachniały...A w sierpniu, gdy słońce rozgrzewa łąki i pobocza dróg (te nieskoszone oczywiście), zapach obezwładnia...Jesienią dojrzewają winogrona i jabłka, pachną zwłaszcza rano, z rosą...

Kocham jazdę rowerem. Kropka.