Małe dziecko poczuło pociąg do nart. Koledzy jeżdżą, druchna, starszy brat. Zrozumałe więc, że Pimpuś chorobliwie zapragnął dołączyć do grona wtajemniczonych. Zarezerwowaliśmy na ferie pokój w Piwnicznej. Zaraz po przyjeździe popruliśmy do Suchej Doliny, żeby namówić jakiegoś instruktora.
Figa z makiem, wyciągi w Suchej Dolinie stoją- nie ma śniegu! Działają wyłącznie sztucznie śnieżone stoki, ponieważ normalnego śniegu jest za mało! Brzmi to jak kiepski żart. Polska walczy z wariacką ilością śniegu, którego brakuje tam, gdzie jest potrzebny. Oczywiście, znaleźliśmy miłą górkę. Kokuszka sky :)
- O rany, z tej góry nigdy nie zjadę!
Zjedziesz synu, szybciej niż ci się wydaje, ale na głos tego nie powiem, zebyś nie zwiał z wrzaskiem :)
- Na początek- samoloty z instruktorką na oślej łączce. Dziecko ćwiczyło skręty, zawijasy i przysiady pod opieką pani Basi, my, nie jeżdżące na nartach ofiary staliśmy i patrzyliśmy. Mróz dopisał. Minus szesnaście na początek.
- Zimno!
- Zimno jak cholera!
- Może chodźmy na jaką herbatę do knajpy?
- Coś ty, jeszcze się coś stanie!
Tak, jakby nasze wpatrywanie się w dziecko miało go uchonić przed czymkolwiek. Bez sensu, oczywiście, ale marzliśmy wytrwale. Najpierw było tupanie w miejscu. Potem tupanie w kółko. Później króciutkie spacerki, ciągle ze wzrokiem wbitym w dziecięcie plecy. Rany, jak to była długa godzina!
Do domu wracaliśmy pędem. Resztę popołudnia spędziliśmy w towarzystwie termoforów, kołder i grzańca. Brrrr.
Rano- na stok. Dziecko- samoloty z instruktorem, my poprawiamy wczorajsze ścieżki. I kółka. I tak- cztery godziny, bo cieplej i słońce... Cieplej, najwyżej minus osiem. Za to pod koniec dnia dziecko zjeżdżało z tej górki, której dzień wcześniej się bało :)
Spędziliśmy cały tydzień tupiąc wokół górki (i plotkując o narciarzach, w teorii jesteśmy świetni). Dziecko się zawzięło, koniecznie chciało wrócić do domu czując się wytrawnym narciarzem, nie sposób było oderwać go od górki i nart. Nie powiem, cel osiągnął. Piwniczną zwiedzimy innym razem :)
Dawno nie poczułam zimy aż TAK. Obgryzła mi palce i koniec nosa.