sobota, 30 stycznia 2010

Ferie

Małe dziecko poczuło pociąg do nart. Koledzy jeżdżą, druchna, starszy brat. Zrozumałe więc, że Pimpuś chorobliwie zapragnął dołączyć do grona wtajemniczonych. Zarezerwowaliśmy na ferie pokój w Piwnicznej. Zaraz po przyjeździe popruliśmy do Suchej Doliny, żeby namówić jakiegoś instruktora.

Figa z makiem, wyciągi w Suchej Dolinie stoją- nie ma śniegu! Działają wyłącznie sztucznie śnieżone stoki, ponieważ normalnego śniegu jest za mało! Brzmi to jak kiepski żart. Polska walczy z wariacką ilością śniegu, którego brakuje tam, gdzie jest potrzebny. Oczywiście, znaleźliśmy miłą górkę. Kokuszka sky :)

- O rany, z tej góry nigdy nie zjadę! 

Zjedziesz synu, szybciej niż ci się wydaje, ale na głos tego nie powiem, zebyś nie zwiał z wrzaskiem :)

- Na początek- samoloty z instruktorką na oślej łączce. Dziecko ćwiczyło skręty, zawijasy i przysiady pod opieką pani Basi, my, nie jeżdżące na nartach ofiary staliśmy i patrzyliśmy. Mróz dopisał. Minus szesnaście na początek.

- Zimno!

- Zimno jak cholera!

- Może chodźmy na jaką herbatę do knajpy?

- Coś ty, jeszcze się coś stanie!

Tak, jakby nasze wpatrywanie się w dziecko miało go uchonić przed czymkolwiek. Bez sensu, oczywiście, ale marzliśmy wytrwale. Najpierw było tupanie w miejscu. Potem tupanie w kółko. Później króciutkie spacerki, ciągle ze wzrokiem wbitym w dziecięcie plecy. Rany, jak to była długa godzina!

Do domu wracaliśmy pędem. Resztę popołudnia spędziliśmy w towarzystwie termoforów, kołder i grzańca. Brrrr.

Rano- na stok. Dziecko- samoloty z instruktorem, my poprawiamy wczorajsze ścieżki. I kółka. I tak- cztery godziny, bo cieplej i słońce... Cieplej, najwyżej minus osiem. Za to pod koniec dnia dziecko zjeżdżało z tej górki, której dzień wcześniej się bało :)

Spędziliśmy cały tydzień tupiąc wokół górki (i plotkując o narciarzach, w teorii jesteśmy świetni). Dziecko się zawzięło, koniecznie chciało wrócić do domu czując się wytrawnym narciarzem, nie sposób było oderwać go od górki i nart. Nie powiem, cel osiągnął. Piwniczną zwiedzimy innym razem :)

Dawno nie poczułam zimy aż TAK. Obgryzła mi palce i koniec nosa.

niedziela, 17 stycznia 2010

Halucynacje

[onet_player v1="jVHy536936" v2="" v3="" v4="1530234"]

[onet_player v1="Kf4yUb6936" v2="" v3="" v4="1530236"]

 

Dawno, dawno temu miałam psa. Bardzo go kochałam, naturalnie, ale męczył mnie szalenie psim przywiązaniem, nadmierną uczuciowością, oraz żebraniem przy posiłkach. Wiem, to moja wina, nie wyszkoliłam odpowiednio. Nie nadaję się zupełnie do szkolenia zwierzątek. Przy kolejnym wyborze przyjaciela domu decyzja była oczywista: kot. Niezależny, charakterny, samowystarczalny, pełen godności, po prostu- kot. Powyższe filmy najwyraźniej dokumentują moje halucynacje, przecież koty NIE ŻEBRAJĄ! Nie żebrają o tran w kapsułkach...

sobota, 9 stycznia 2010

***

Don Sebastian Kawa Mistrzem Świata 09/01/2010, 21:00

III Światowe Grand Prix Szybowcowe 2010 (Santiago, Chile: 2010-01-02 - 2010-01-09)

Po fantastycznym finiszu Sebastian  Kawa  wygrał ostatnią konkurencję mistrzostw i trzeci raz z rzędu został Mistrzem Świata w Wyścigach Szybowcowych. Gratulacje!!!! To nie jest zwycięstwo na punkty. To jest nokaut. Srebrny medal zdobył Chilijczyk Carloss Rocca a brązowy Niemiec Mario Kiessling. Staszek niestety odstał i prawdopodobnie nie zdobędzie punktów. 

 

Autor: Jacek Dankowski

 

 

http://vimeo.com/8566127

http://skn.szybowce.pl/

http://www.szybowce.com/


www.grandprixchile.org

piątek, 8 stycznia 2010

Dziarskim krokiem z nowym rokiem

Magda Umer

Jeszcze w zielone gramy

Przez kolejne grudnie maje
Każdy goni jak szalony
A za nami pozostaje
Sto okazji przegapionych
Ktoś wytyka nam, co chwila
W mróz czy upał
W zimę w lecie
Szans niedostrzeżonych tyle
I ktoś rację ma, lecz przecież

Jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy
Jeszcze któregoś rana odbijemy się od ściany
Jeszcze wiosenne deszcze obudzą ruń zieloną
Jeszcze zimowe śmieci na ogniskach wiosny spłoną
Jeszcze w zielone gramy jeszcze wzrok nam się pali
Jeszcze się nam pokłonią ci, co palcem wygrażali
My możemy być w kłopocie, ale na rozpaczy dnie
Jeszcze nie
Długo nie

Więc nie martwmy się, bo w końcu
Nie nam jednym się nie klei
Ważne by, choć raz w miesiącu
Mieć dyktando u nadziei
Żeby w serca kajeciku
Po literkach zanotować
I powtarzać sobie cicho
Takie prościuteńkie słowa

Jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy
Jeszcze się spełnią nasze piękne sny marzenia plany
Tylko nie ulegajmy
Przedwczesnym niepokojom
Bądźmy jak stare wróble, które stracha się nie boją
Jeszcze w zielone gramy chęć skroń niejedna siwa
Jeszcze sól będzie mądra a oliwa sprawiedliwa
Różne drogi nas prowadzą, lecz ta, która w przepaść rwie
Jeszcze nie
Długo nie

Jeszcze w zielone gramy chęć życia nam nie zbrzydła
Jeszcze na strychu każdy klei połamane skrzydła
I myśli sobie Ikar, co nieraz już w dół runął
Jakby powiało zdrowo to bym jeszcze raz pofrunął
Jeszcze w zielone gramy, choć życie nam doskwiera
Gramy w nim swoje role naturszczycy bez suflera
W najróżniejszych sztukach gramy
Lecz w tej, co się skończy źle
Jeszcze nie
Długo nie