piątek, 23 marca 2012

W Jasiowym towarzystwie

Była impreza.

Ponieważ od pewnego czasu obracam się w towarzystwie iście królewskim, impreza była królewska. Rozejrzałam się po licznie zgromadzonych osobistościach i, jakże dowcipnie, cha, cha, skomentowałam:

- Trzeba pić ostrożnie, bo gdyby przypadkiem nakładło się komuś po gębie, można trafić za kraty! Tyle immunitetów!

Nikt się nie roześmiał. Ani nawet nie uśmiechnął.

Może trafiłam na  posiadaczy immunitetu?

Albo potraktowano poważnie informację, że po wódce okładam współbiesiadników po pyskach.

Albo też dowcip był na żenujaco niskim poziomie (tu się nie spieram, choć znacznie słabsze dowcipasy na imprezach wywołują huraganową wesołość).

No dobra. Humory uschły na wieść, że ktokolwiek mógł przyjść na TAKĄ imprezę celem napicia się. W takim razie, pytam, po jaką cholerę te wódki, wina i inne trucizny w bardzo kosztownych opakowaniach? Ano, do ozdoby! Pod koniec imprezy gospodarz przeleci po stołach i pozbiera nieotwierane flaszeczki, będzie jak znalazł na następną okazję, gdzie znów nikt nie będzie pił i zastawi się kolejny stół. Eksperyment ma prawo się udać, pod warunkiem, że biesiadnicy solidarnie powstrzymają się przed otwieraniem butelek. Domyślam się, że na własnych imprezach będą oczekiwać rewanżu i też nikt za kieliszek nie chwyci. Bezalkoholowa impreza przy zastawionych stołach :)

Znakomicie się sprawdziły w roli ozdoby: najtańszy Jasiu Wędrowniczek oraz Ballantines. Nikt się tego nie łapał, bo wiadomo, że paskudztwo. Droższe egzemplarze mogłyby wzbudzić czyjeś zainteresowanie.

 

Jestem złośliwa świnia. Nie zapraszajcie mnie na imprezy, bo obsmaruję :)

A impreza, jako się rzekło, była naprawdę królewska! Ciężko było przywalić się do czegoś, musiałam się naprawdę postarać.

Czego się nie robi dla przyjaciół :)

czwartek, 8 marca 2012

I po aferze.

Pomyślałam sobie, że teraz będzie mi straszno, gdy będę kupować jakikolwiek produkt, przy tworzeniu którego nie uczestniczyłam od początku do końca.

Pal diabli tę cholerną sól.

Nasi przedsiębiorcy otrzymali właśnie sygnał, że mogą dowalić nam do żarcia (słowo jedzenie- w tym kontekście- nie przechodzi) cokolwiek, co tylko bezpośrednio nie zabija, bo i tak pozostaną bezkarni.

Jak ukarałabym ja? Ano, kazałabym zwrócić oszukanym kontrahentom pieniądze za niepełnowartościowy towar, z odsetkami. Każdą złotóweczkę, za cały okres prowadzenia oszukańczej działalności. Żeby następni wiedzieli, że oszukiwanie się NIE OPŁACA. Można dodatkowo dodać solidną gratyfikację finansową dla ludzi, którzy tę sprawę znaleźli i nagłośnili, naturalnie z konta oszusta.

Że osiem lat odsiadki? To ma być kara? I dla kogo? My- poszkodowani-mamy jeszcze do bandytów dopłacać?

Zlicytować majątek i zapędzić do roboty, niech oddają dług.

Swoją drogą interesujące mamy "normy", skoro dodatek soli przemysłowej nie spowodował ich przekroczenia.

 

Od wiosny zaczynam uprawiać marchewkę na działce.