poniedziałek, 28 kwietnia 2008

Adios fotelikos

 Żegnamy się. Po sześciu latach fotelik został odspawany od mojego roweru.

Dobre dziecko obiecało, że jak będzie mi bardzo smutno, to wciśnie się czasem na krótką wycieczkę. Już mi smutno. Ciężko jest, jak maluch czepia się spódnicy. Cieżko, jak się od niej odczepia. Szlag. SMUTNO MI!

 

 

środa, 23 kwietnia 2008

Literaki

Żyłam sobie kilka ostatnich lat w przekonaniu, że scrabble to gra towarzyska, przyjemna, wymagająca odrobiny wysiłku umysłowego, taka akuracik na sobotni wieczór. Partyjka przy piwie, gdy już wszyscy znajomi oplotkowani, a rozmowa mimo piwa się nie klei. Z łatwościa zdobyłam mistrzowski tytuł. Nie bez znaczenia może tu być fakt, że partyjka trwała zazwyczaj długo, jako dobra gospodyni nalewałam gościom nieoszczędnie, powstrzymując się jednocześnie od picia, bo widać, że piwo tuczy.

I komu to przeszkadzało?

Namówiona przez złego człowieka zainstalowałam sobie na nowiuśkim dysku "Literaki", w przekonaniu, że są to scrabble z przetłumaczonym tytułem.

Wgrałam.

Włączyłam.

Ustawienia zostawiłam firmowe, poziom średni. No, średni na początek dla mistrzyni to przecież akurat.

Akurat.

Po 15 minutach okazało się gwałtownie, że przegrałam. Niemożliwe, jeszcze raz. Przegrałam sromotnie, różnicą 400 puntów. Dobra, niższy poziom. Przegrałam! Najniższy- przegrałam!!!! Niemożliwe, psiakrew, żeby pieprzony komputer w jednym ruchu uzyskiwał 400 puntów! Możliwe. Gra ustawiona była na 15 minut, jak myślałam, to czas nieubłaganie uciekał, komputer, bezmyślna bestia, wykańczał mnie wykonując 50 ruchów, jak mój czas się skończył. Zmieniłam ustawienia.

Ostrożnie włączyłam pierwszy, najniższy poziom. Wygrałam. UFFF. Drugi- wygrałam. Wiadomo-mistrz. Trzeci poziom-średni- sromotna klęska. Dla samousprawiedliwienia dodam, ze buc (komputer znaczy) oszukuje, używając słów typu "esparto" lub "pać". Oszukuje buc, bo rozdaje literki FLYYŚHH, wyraźnie widać, kłody pod nogi rzuca. Na plus zaliczyć można uznanie "pindy" i "cyców".

Na koniec partii buc posunął się do ciężkich obelg, mówiąc do mnie "nędzo". I jak tu z takim grać? Tym bardziej się nie da, że zaczynam rozważać słowa typu "róh", co przy ogólnym braku problemów z ortografią nieco niepokoi. Na rozum mi szkodzi! 

Przymierzam się do spożycia kropelek żeńszenia, podobno dobrze na mózg wpływają. Trza się wzmocnić, bo bez walki się nie poddam.

Trzymajcie kciuki.

Skarb

- Będę Cię traktował jak najcenniejszy skarb.

- Czy to oznacza, że schowasz mnie w skrzyni? I zakopiesz?

Czasem lepiej ugryźć się w język. Niektórym nastrój pryska od byle czego.

 

piątek, 18 kwietnia 2008

Wibracje

Kupiłam sobie pas do masażu wibracyjnego, żeby się leniwie odchudzić.

Jestem taka... roztrzęsiona...

 

wtorek, 15 kwietnia 2008

Prezent

Tadam: lornetka z aparatem fotograficznym





Jak dobrze, że jest allegro! Będzie prezent na ósme urodziny dla nieletniego szpiega!
Drżyjcie, sąsiedzi. Bójcie się, bachory ciągnące koty za ogony! Nie dość, że was wypatrzą, to jeszcze uwiecznią!

środa, 9 kwietnia 2008

Kalendarze

Udałam się ostatnio z służbową wizytą do budowlanych współpracowników.

Zajrzałam do pakamery- pusto. Niby pusto, bo odniosłam wrażenie, że ktoś mi się przygląda. Jasne, goła baba ze ściany zerka zalotnie. Ach, i z drugiej ściany! O rany, zza szafy też się gapi! Na stole także jedna się rozkłada.

Jedna mała pakamera i aż cztery gołe baby! No, trzy, bo po namyśle i dokonawszy porównań pierwszą uznałam za ubraną.

Nie wytrzymałam.

- Panie Zbyszku, tak z ciekawości, prosicie o TAKIE kalendarze, czy sami dają?

- Sami dają, kontrahenci tylko takie przynoszą, nie da rady nawet wszystkich powiesić, bo ścian brakuje!

Pomyśleć, że kiedyś kalendarz Pirelli to było Wydarzenie.

Jeden z kalendarzy spodobał mi się wyjątkowo. Dostarczony przez firmę Szalet Serwis. Goła baba na tle zachodzącego słońca. Dyskretnie z boku- plastikowa wygódka. I napis: Potrzeba, którą możemy zaspokoić.

W przyszłym roku poproszę o kalendarz z gołym facetem. Ciekawe, czy dostanę? Goła baba, jak się okazuje, może reklamować wiele firm: bramy garażowe, otwory okienne i drzwiowe, przewierty i przepychy (pod drogami). A facecik? Może wynajem elektronarzędzi?


Hej siup, zmiana dup

Calendar HunkCalendar HunkCalendar Hunk

 

 

czwartek, 3 kwietnia 2008

Noc

Mam poważny problem.

Natury, hm, łóżkowej.

Rok temu, przy okazji remontu wymieniliśmy stare, szerokie łoże na nowe, śliczne, wąskie posłanko. Takie w sam razik na dwie dorosłe osoby. Przecież w poważnym wieku (7 lat) poważni chłopcy z rodzicami nie sypiają.

- Maaamooooo, przecież mam swoje łóżko, nie jestem już dzidziusiem. Śpię sam!

Nie, nie uwierzyłam. Wzięłam pod uwagę, że czasem, przy jakimś kłopocie z nocnymi cieniami potworkami synek przytupta. To nawet fajne jest, jak taki ludzik wlepia się  nocą do łóżka, cieżko wystraszony i oczekujący, że magia zadziała i po przytuleniu się do mamy strachy zbledną, a potem znikną całkowicie. Bardzo, bardzo to fajne. Pod jednym wszakże warunkiem, że nie zdarza się codzień. Conoc.

Początkowo północne występy(wstępy?) zdarzały się sporadycznie. Potwory musiały być superstraszne i wielgachne, mrożące krew w żyłach, wrzeszczące.

Potem lękiem przejmowały średnio duże straszydła.

Wyspryciły się dziwotwory tak, że teraz straszą nawet smoczki, poczwareczki malusie, potrafią dojechać dziecku tak, że nie ma inaczej, trzeba spać z rodzicami.

Ba, sama myśl o możliwych wybrykach mrocznych gości spowodowała, że synek zagnieździł się w naszym łóżku na dobre.

Przychodzi pora na Telesfora. Najpierw wzrokiem badam teren, sprawdzam, czy jest na mnie miejsce w łóżku. Nie ma. Nie zniechęcam się łatwo, przepycham małego człowieczka w stronę dużego człowieka. Jest! Dobre 20 cm miejsca tylko dla mnie! Gaszę światło, wracam, by zająć wygospodarowane z niemałym trudem legowisko. Legowiska już nie ma. Przepycham na oślep małego człowieczka w stronę dużego człowieka i błyskawicznie zajmuję zdobyte 20 cm posłania. Czy aby na pewno 20 cm? A co robi kolano, akuracik pod moim tyłkiem? Przesuwam. Ostrożnie, żeby synka nie obudzić. Kładę się. Psiakrew, co robi łokieć na mojej osobistej poduszce, w miejscu na oko? Przesuwam delikatnie. Dobra. Leżę. Pomimo coraz cieższych powiek czuję, że nieduże ciałko wlepia się we mnie szczelnie, niczym macka ośmiornicy. A, niech się tuli, syneczek kochany. Odpływam. Au, co to jest!? Łokieć pod żebrem.

-Suń się synu, bo spać nie mogę, zabieraj łokcie i kopyta ze mnie, no, rusz się trochę!

Przesunął się. Odpływam. Szlag.

-Zabieraj te łapy z mojej głowy, przytul się do Taty teraz. 

Przesunął się. Odpływam. Kopniak celnie wymierzony w udo, tuż nad kolanem. 

-Kuba, wynocha do siebie, nie da się tak spać! Nie ma miejsca! Do siebie, albo przestań wierzgać!

Przesunął się. Odpływam. Tym razem na dobre 15 minut. Budzi mnie chłód. Jasne, kołdra na ziemi. Podnoszę zawijam siebie i stwora. Odpływam.

Udaje się przeważnie urwać ze cztery godziny snu pomiędzy gwałtownymi i bolesnymi przebudzeniami. Trwa to już ze dwa miesiące. Zaczynam mieć koszmary.

Śni mi się, ze syn budzi mnie kopniakiem.

Przetrwam? Doczekam aż dorośnie? Obawiam się, że wątpię. Nie pozostało mi nic innego, jak nabycie łóżka do dziecinnego pokoju, dłuższego niż 1,40 m. Będę spędzać w nim upojne, samotne noce, szczelnie wypełnione snem. Objęcia Morfeusza!  O tym tak naprawdę marzą kobiety, matki dzieciom.