środa, 5 października 2011

Wegetarianka z przymusu

W związku z chorobą męża od trzech miesięcy jestem wegetarianką. Więcej nawet- weganką, bo sera i jajek chwilowo tyż zabronili.

W związku z czym jestem ciągle głodna, choć nie mogę powiedzieć, żebym jadła mało.

W związku z czym jestem ciągle rozdrażniona i się wyżywam, wybaczcie, proszę.

W związku z czym permanentnie nie dopisuje mi humor i jestem mało towarzyska. Przepraszam z góry i z dołu.

W sobotę u koleżanki na działce odbywała się imprezka "na zakończenie sezonu działkowego" z pożegnalnym grillem. Przyszłam mocno spóźniona i trafiłam w sam środek wielkiego żarcia, bo akutrat kiełbaski doszły. Gospodyni znad talerza niemrawo tłumaczyła się z braku sztućców dla mnie.

- Dawaj tę kiełbaskę! Jeśli trzeba będzie- pazurami rozszarpię!

Przysięgam, ta wściekle słona, wodnista, przypalona nędzna kiełbaska była nektarem i ambrozją, potrawą z marzeń i snów.

Myślę o niej, przyrządzając zupę dyniową, albo owsiankę.

Gotując ziemniaczki i doprawiajac winegretem sałatę.

Piekąc ryż z jabłkami, czy też dusząc cukinię w warzywach.

Nad fasolką myślę o karkówce.

A przy gołąbkach z kaszą gryczaną wspominam filecik z kurczaczka.

Ech, życie...

13 komentarzy:

  1. Współczuję. Nie mam tak drastycznej diety, ale i tak chyba wybiorę całkowita głodówkę, bo to mniej bolesne.Zdrowia dla męża i wytrwałości dla Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślisz, że głodówka jest mniej bolesna? Jakoś nie jestem przekonana. Mnie brakuje tylko białka, Ty szybciutko przekonałbyś się , że ziemniaczek w łupince to marzenie nie dające zasnąć. Albo chleb. Podobno głodówka daje rewelacyjne rezultaty. Fizycznie. Ale psychicznie? Podziwiam Cię za sam pomysł, ja chyba nie dałabym rady. Masz lekarza od głodówek?

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie, nie mam, ale jakiś czas temu zwyczajnie spróbowałem, głodując dwa tygodnie, kierując się jakimiś ogólnymi wskazówkami. Było nieźle. Tylko nieco drażniło mnie ssanie w żołądku, pojawiające się około północy. Sprawę załatwiał papieros i woda mineralna niegazowana - wówczas jeszcze paliłem.Obecnie mam jeść mniej i unikać sporej ilości smacznego jedzenia przez co odczuwam cholerny dyskomfort psychiczny. Do tego trzewia kręcą mi jakieś piruety.Nie mówiąc o tym, że tzw. zdrowe jedzenie zdrowo kosztuje.Wychodzi na to, że łatwiej mi zrezygnować ze wszystkiego, niż zmieniać upodobania kulinarne.

    OdpowiedzUsuń
  4. P.S.W tej chwili nie mogę robić głodówek, bo biorę insulinę.Chyba, że zabraknie jedzenia, ale wtedy pójdę, po prostu, spać.

    OdpowiedzUsuń
  5. ja lubie wegeteriańskie jedzonko, ale nikt oprócz mnie w domu na nie nawet nie patrzy...czy mężowi długo zalecana jest taka drastyczna dietka???

    OdpowiedzUsuń
  6. no zapomniałam...meżowi wytrwałości w leczeniu i tym samym duzo zdrowia

    OdpowiedzUsuń
  7. Np przecież, insulina! Zapomniałam, że Cię kompleksowo dopieścili w szpitalu. Z tym zdrowym jedzeniem jest różnie. Mianowicie zdrowa jest kapusta, ziemniaki w łupinach, cebula, groch, buraki (kiszony sok szczególnie), marchew, pietrucha, a to nie są najdroższe rzeczy. U mnie kasza gryczana stanowi podstawę w tej chwili, oraz zupy jarzynowe i płatki owsiane. Teraz jeszcze dynia do wszystkiego, bo akurat sezon i leci dyniowa zupa, dyniowe kopytka, dyniowa sałatka, a na deser pestki z dyni. Dla oszukania skrętu kiszek stosuję otręby, pszenne, owsiane, najchętniej do koktajlu. Powiem tak, mnie w portfelu zostaje więcej kasy odkąd nie kupuję mięsa i serów. Najdroższe z obecnej diety są chyba orzechy i, z niejasnych przyczyn, pestki z dyni. Za to roboty jest też więcej, bo zrobienie np. kotletów z płatków owsianych, czy z fasoli zajmuje pół dnia. I jeszcze jedno, ostatnio łążę po łąkach i ugorach i zbieram zioła. Babkę, rumianek, krwawnik, takie tam. Niewątpliwie, trzeba zmienić całkowicie nie tyle sposób życia, co sposób myślenia. Zdrowia życzę, Zaboćku, i cierpliwości.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dopóki nie minie stan zapalny, a ten trwa nam miłościwie od marca...Najgorsze, że nie wiadomo, co to za choroba. Stąd drastyczne środki. Na razie wygląda na to, że idzie ku lepszemu (tfu, tfu, na psa urok i koci ogonek).Ja też lubię wegetariańskie jedzonko i też moja rodzina nigdy nie pozwalała na rezygnację ze schabowego, więc rozumiem Cię znakomicie. Jak widać, życie bywa złośliwe, dla męża, bo musiał się przekonać do warzyw na pełny zegar, a dla mnie, bo okazuje się, że nawet miłośniczce marchewki potrzeba czasem mięcha. Tak naprawdę to wgegetarianizm= wyzwanie, bo trzeba wyrzucić do kosza wszystko, czego się człowiek nauczył przez te- dzieści lat. To nie jest tak, jak się wydaje, zastępujesz mięso soją i już. Przede wszystkim Pan Doktor zabronił korzystać z soi...Odkrywam na nowo dziwne rzeczy, np kaszę jaglaną, soczewicę, czy cieciorkę. Dawniej używałam jako ciekawostki, teraz stanowią podstawę diety. Dziękuję za życzenia i zakończę staropolskim: obyśmy zdrowi byli!

    OdpowiedzUsuń
  9. W sumie to nie mam nic przeciwko potrawom wegetariańskim, ale być może dlatego, że jak je jem, to robię to z wyboru, a nie z konieczności... Więc się łączę w cierpieniu !Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  10. Eee, z tym cierpieniem nie przesadzaj, nie jest aż tak źle. Po prostu nie uświadamiałam sobie, jak bardzo białko jest dorosłemu człowiekowi potrzebne. Bo dziecku- wiadomo. Ale starej babie? Generalnie sobie chwalę, bo mam jedyną w życiu szansę- otwieram książkę kucharską na chybił trafił, i gotuję, co mi się trafi :) Bezkrytycznie gotuję, dodam. Dzięki temu np. odkryłam prażone pestki z dyni, pycha, aż gały wypycha :) Polecam.

    OdpowiedzUsuń
  11. Jestem notowany jako pacjent Poznańskiego Ośrodka Leczenia Uzależnień, jako że wiąże sie moja przygoda z jedzeniem. Oczywiście, znane są bardzo częste orzypadki jedzenia lub NIE.Ja nie jadłem 83 dni, a żeby było weselej, z każdym dzniem czułem sie coraz lepiej, zwawiej i wszystko co najlepsze. Schudłem, niechcący, 37,5 kg.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. Przepraszam, nie 83 dni tylko 63 dni postu. Piłem ciepłą, przegotowaną wodę do 4 litrów na dobę.Po zakończeniu tego "postu" wykonano kolejne badaniatzn. to wszystko co daje obraz pacjenta. Wszystkie wyniki były podręcznikowe. Bez ingerencji jakiejkolwie siły, suplementu czy innych czarów.Myślę, że bardziej psychiatra tu powinien interwniować. Tak jest z papierosami, kawą, alkoholem, mięsem. Organizm odrzuca na kilka miesiecy - nie piłem, nawet mikro szampana na Sylwestra, przez 3.5 roku, nie paliłem 13 miesięcy ( a palę 30 sztuk dziennie) .Niestety, to nie jedzenie było JEDNORAZOWE, i za cholerę nie da sie tego powtórzyc, nawet na jeden dzień.

    OdpowiedzUsuń
  13. Magiczny guziczek cyk- i wyłączamy głód na dwa tygodnie. Fajnie by było. Szkoda, że nie wiesz, gdzie go znaleźc. Zarobiłbyś fortunę. Nie do wiary, że takie rzeczy są możliwe.Żarłokiem na codzień nie jestem, ale wszelkie zakazy i nakazy (dietetyczne) powodują gwałtowną nadprodukcję soków żołądkowych. Gdybym organizmowi zaproponowała dwumiesięczną głodówkę- utonęłabym niechybnie. To ja już jednak tę marchewkę...

    OdpowiedzUsuń