sobota, 9 czerwca 2012

Procesja

Nie- do- wiary!
Zmieniłam blog onet na google. I co? I gówno! Zamienił stryjek siekierkę na kijek. Nie mogę wklejać zdjęć.
A mam parę nowiuśkich, którymi bardzo chciałam się pochwalić.

Bo wczoraj...wolny dzień, słonko przyświeca, pedały w piwnicy się niecierpliwią. No to zabraliśmy je na krótki spacer po lesie. Mamy taki niewielki nieopodal, Puszcza Niepołomicka się nazywa.
Jedziemy. Drzewa, ścieżka, ptaszki, drzewa, drzewa, ptaszki, normalnie, jak to w lesie. Dróżka w prawo, ścieżka w lewo, czarnym jedziemy? Czy niebieskim? Czarnym, bo lepiej brzmi (macho się odezwał, a ja potem mam pod górkę)(oczywiście we mnie ten macho, cham jeden).
Czarny szlak czym prędzej wyprowadził nas z lasu, pogonił przez wsie, opłotki, pola i łąki. Słońce grzało wściekle, podsmażając mi nos na czerwono, opalając twarz wyjąwszy fragmenty zasłonięte dużymi okularami -dziś mogę kibicować naszym bez dodatkowych manewrów z biało-czarownymi farbkami.
Naturalnie, ktoś, kto malował czarne znaczki na drzewach i płotach starannie zadbał o to, żeby nigdzie na trasie nie znalazła się informacja, dokąd właściwie jedziemy. Puszcza zginęła za horyzontem, minęliśmy podkop pod autostradą A4, obraliśmy kierunek -wschód. Oczywiście, sto razy mieliśmy zawrócić, aaale, gdy już wydrapaliśmy się na najwyższy szczyt w okolicy, pogoda nadal ładna- to w drogę, choćby do Bochni.
- Ty, to chyba tarnowska!
Jasne, jak do Bochni, to tylko tarnowską, tyle, że samochodem. Rowerem- stanowcze nie!
- P*&(^#, nie po to jadę na wycieczkę p&^%#$ rowerem, żeby wąchać p$#@!%# spaliny! Zawracaj.
- Czekaj no, jakiś pałac kilometr stąd. Może dadzą jakie piwo...
Skojarzenie pałacu z piwem? Udar, niechybnie.
 Dojechaliśmy do tego pałacu, co więcej, w drodze towarzyszył nam czarny szlak rowerowy :)
Piwa nie było, dostaliśmy za to herbaty. Zresztą, może nawet było, ale nie śmieliśmy zamówić.
Na bramie- tabliczka "teren prywatny- zakaz wstępu". Oczywiście weszliśmy. Skoro na tablicy informacyjnej było o przyjęciach i weselach, to chyba nas nie pogonią?
Kręciliśmy się po terenie prywatnym, zachwycając się i ukradkiem pstrykając zdjęcia, gdy podeszła do nas sympatyczna pani.
- Państwo zwiedzają?
- Szczerze mówiąc, napilibyśmy się czegoś, jeśli można.
- Właśnie jesteśmy po nietypowym weselu (wesele we środę- istotnie, nietypowo), ale proszę, proszę do środka.
W środku- faktycznie, pałac. Aż onieśmiela. Saloniki  z wyściełanymi krzesłami, fortepiany, piece kaflowe, łuki, przeszklony dach. Ja na te salony dziarskim krokiem, w przetartych rybaczkach, obrzęchanym podkoszulku i sportowych butach- żeby chociaż firmowych- ale gdzie tam, no name z wyprzedaży w markecie :) W tle muzyka, smyczkowa.
Po krótkim namyśle wskazano nam miejsca- na eleganckiej, pluszowej kanapie wpierającej się na lwich łapach. Panie wniosły mały, okrągły stoliczek przykryty najprawdziwszą koronką. Herbata- w wytwornych filiżankach, do tego dzbanuszek z mlekiem, cukier w zabytkowej cukierniczce. W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że siedzę na tej kanapie jednym półdupkiem, i okropnie wstyd mi za zacieki pozostawione na spodeczku  przez herbacianą torebkę. Przysiadła się do nas właścicielka czy też współwłaścicielka (nie wiem, bo nie śmiałam spytać) i zabawiała rozmową. Pogadaliśmy o rowerach, o Żeleńskich, o architekcie, który zaprojektował pałac (i wiele innych budynków), o koncertach, które  czasem się tam odbywają. Dowiedzieliśmy się, że nasz tajemniczy czarny szlak rowerowy to szlak Żeleńskich i prowadzi hen, hen, w góry, prawie do Limanowej. A na koniec:
- Nie, nie płaćcie za herbatę...
O, rzesz! Ukradkiem zostawiłam na stoliczku dwie dychy, przecież gdybym nie zapłaciła, czułabym się zobowiązana do "w zamian", a jako żywo, nie mam pojęcia, co mogłabym w zamian. Potem- już oficjalnie- zwiedziliśmy pałac i park.
Życie zawsze czymś zaskoczy, nieprawdaż. Wczoraj- mile.
Dziś- nie mogę wkleić zdjęć z tego pozytywnie zaskakującego wydarzenia!


 



























Czyżby się udało?
Najpierw wkleiłam w notkę onetową, potem skopiowałam i wrzuciłam tu.
Życie mogłoby być prostsze. Doprawdy.

8 komentarzy:

  1. Zdjęcia bardzo ładne. Naprawdę nie da się ich bezpośrednio wstawić do tego bloga?
    Napić się herbaty w pałacu z właścicielką, toż to jakby cofnąć się w czasie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie jakoś się da, ale dla mnie to nadzwyczaj trudne. Wyłażą za szablon, nie mogę wkleić w środek tekstu, dodaja się w przypadkowej kolejności, kompletna masakra. Aż dziwne przy innych łatwościach. Ale co nas nie zabije...

      Cofanie się w czasie, właśnie. Męczy mnie to od czwarktu. Bo gdyby przypadkiem istotnie się cofnąć? Pałacyk z 1000-hektarową działeczką? Gdybym mogła się tam znaleźć to może jedynie jako dójka. Słabe szanse na herbatę z właścicielką. Męczy mnie świadomość, że coś zawdzięczam komunie.

      Usuń
  2. Nie, komuna dała Ci takie , a nie inne możliwości lub takie a nie inne zabrała, reszta , jak u innych, należała do Ciebie.
    Chociaż w czasie minionej świetności pałaców pewnie trudno byłoby Ci być panią na włościach, jeżeli urodziłabyś się np. w chłopskiej chacie.
    A ja , że lubię samotność, wybrałem sobie ławeczkę z Twojej wyprawy i mam zamiar czasem sobie na niej posiedzieć. Wnętrza piękne, ale jakoś mniej mnie fascynują.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wnętrza są osobiste, zawsze mam uczucie wdzierania się w czyjąś prywatność przy tego typu wizytach. Ławeczka i mnie wydała się gościnna :)

      Myślisz, że cokolwiek na świecie zależy ode mnie? Bo mnie się wydaje, że mój wpływ na cokolwiek jest śladowy. Listek na wietrze.

      Usuń
  3. No, cóż. Możliwe, że mamy wpływ jedynie homeopatyczny na zjawiska globalne, ale lokalnie czasem coś udaje się zmienić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O właśnie, udaje się :)
      Zamierzam, planuję, chciałabym, spróbuję- to słowa, które coraz częściej zauważam w moim słowniku. Gdzieś zniknęły zrobię, dam radę, a już na pewno dawno znikło za horyzontem idiotyczne "czlowiek jest kowalem swego losu". Pozwalam sobie myśleć, że te zmiany są spowodowane doświadczeniem życiowym. Spokorniałam, nie da się ukryć.

      Usuń
  4. Spokornienie jest miarą naszych doświadczeń. Nie chodzi tylko o to, że pokorniejemy w obliczu porażek i niemożliwych zamierzeń, lecz również dlatego, że lata obserwacji uczą nas, iż z wiele z tych wielce (jak się zdawało) niezbędnych do osiągnięcia celów wcale nie było takie konieczne.
    Gdybyśmy częściej, stając u stóp wysokiej góry, zastanawiali się nad sensem wejścia na szczyt, z którego widok może i piękny, ale życie na nim raczej samotne, to może mniej byłoby w nas żalu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z górami tak jest, że jak już się namęczysz, napocisz, nastarasz, i w końcu wymarzony szczyt zdobędziesz, okazuje się, że mgła przesłoniła horyzont, albo ze szczytu lepiej widać następną górę do zdobycia, albo uświadamiasz sobie, że dalsza wędrówka sprowadzi cię na dół.
      Wchodzenie na szczyt ma sens tylko wtedy, kiedy zachwyca droga, albo idziemy w dobrym towarzystwie. Teraz to wiem. Ale lepiej późno, niż wcale.

      Usuń