wtorek, 1 stycznia 2008

Nowy Rok

Przyszedł Nowy Rok, tradycyjnie zmuszając do podjęcia pewnych zobowiązań. Zaczynają mi te Tradycje uprzykrzać życie.

Po pierwsze więc- olać Tradycję. Jeszcze wyląduję ze skrzypcami na dachu, a skrzypek ze mnie żaden. Dekarz takoż marny.  Dachowanie źle mi się kojarzy, zwłaszcza w obliczu bliskiego Nadejścia Ery Nowiuśkiego, Śliczniuśkiego, Auteczka. Tradycjo- dyscyplinarka. Od jutra już tu nie pracujesz. Strzemiennego? Więc TRADYCYJNIE- zobowiązania noworoczne.

No i tu mię nieco zatkało, albowiem zobowiązanie się podjęło samo, bez udziału mojej woli, może nawet wbrew. Woli wbrew. Podejrzewam sabotaż (przy pomocy żubrówki bez żubranka oraz szampana). Podjęło się to zobowięzanie nieco po północy, i wychodzi, że nic innego, tylko noworoczne.

Postanowiłam zostać kobietą. Nie mówię tu o orientacji seksualnej ciała, to załatwiła niejaka Natura, nieco przed moim urodzeniem. Chodziłoby raczej o sprawy dotyczące uzewnętrznienia płci (wcale nie o bieganiu bez majtek myślę). Rzecz dotyczy całego kramu kosmetyczno-makijażo-ciuchowego. Oraz powstrzymania się raz na zawsze od wymądrzania na tematy malarsko-remontowo- budowlano-tapeciarskie. Tapeta- tak, ale od dziś tylko na twarzy!Remont? Proszę bardzo, nawet generalny, od stóp do głowy. Tak więc pół najbliższej wypłaty postanowiłam przeznaczyć na akcesoria malarskie, pędzle, puszki, pudry, i jak się tam to diabelstwo nazywa. O, szminkę, w jakimś fantastycznym kolorze. Kupię sobie też spódnicę i szpilki. W końcu ileż można biegać w dżinsach i podkoszulkach? Zgrzybiałą starość postanowiłam spędzić na szpilkach, w spódnicy, z makijażem i tipsami. No, krakowskim targiem, bez tipsów.

Nie będzie to łatwe. Fajne ciuchy skończyły się jakieś dwa rozmiary temu, trzebaby zrzucić najmarniej jaką dychę. Ale od czegóż Postanowienia Noworoczne? Zrzucimy tę dychę, mój ssssskarbie. Z krzesła.

Więcej postanowień nie będzie.

Ależ będzie. Jeszcze jedno- zgiń, przepadnij, zdrowy rozsądku. Spadówa. Od dziś niezdrowo i głupio. Jak na Prawdziwą Kobietę przystało.

6 komentarzy:

  1. Ja załatwiłam problem kosmetyków raz a sktutecznie. Najpierw poprosiłam moją koleżankę kosmetyczkę żeby mi zrobiła fajny makijaż. Potem powiedziałam "wporzo! to teraz jeszcze raz, krok po kroku pokaż mi jak mam te kosmetyczne gów.na na siebie nakładać. Więc ona mi tłumaczyła o fluidzie cieniu, nakładaniu tuszu (krakowskim targiem zrezygnowałam z eyelinera). Tipsów nosić nie mogę bo jestem pianistką. A pianiści muszą mieć paznokcie równo obcięte. Następnie udałam się do sefory zabrałam 8 próbek różnych perfum i kazałam chłopakom z zespołu wąchać. Bo perfumy mają się podobać przede wszystkim fa cetom. Teraz wiem, że najlepsze jest armani code. Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetna myśl z tą kosmetyczką, pierwszorzędna! Zaraz dzwonię i się umawiam. Popatrz, o perfumach zapomniałam. Mówisz, że ma się facetom podobać, a nie mnie? To trudne będzie. Nie przywykłam, żeby ktoś za mnie decydował. No, ale jak już mam być tą kobietą-lianą to konsekwentnie. Dobra. Polecę po te próbki. Nie ma to jak przetarte szlaki. Dzięki!

    OdpowiedzUsuń
  3. godles45@autograf.pl2 stycznia 2008 21:26

    Kurde, a ja kupiłem swojej tradycyjnie pięć szanel. Czy to fopa?

    OdpowiedzUsuń
  4. No skąd! Jeśli tobie się podobają to strzał w dziesiątkę ;p !

    OdpowiedzUsuń
  5. A czemu to tipsow nie? Jak szalec to szalec. Ja przed swietami zakladalem ponadsiedemdziesieciolatce. Byle sie pokazac dzisiaj, ze caly czas sie lakier trzyma:]http://export-kurczakow-do-wloch.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  6. Zdecydowanie bez tipsów, bo gdybym wydłubała sobie oko przy pierwszej próbie podrapania się w nos, to na nic by się zdał cały kunsztowny makijaż...

    OdpowiedzUsuń