piątek, 29 lutego 2008

Auto

Mamy nowe prawo jazdy w rodzinie! Roczny trud został uwieńczony sukcesem, synek został "dopuszczony do ruchu".

Każdy jednakowoż medal ma dwie strony. Bardzo się cieszę, że Michał zdał i posiada, ładnie to będzie wyglądać w ewentualnym podaniu o pracę. Niestety, jedynym pojazdem w rodzinie jest nowiuśki, pachnący, ukochany i  bardzo zajęty KlejNote. Przepychamy się oboje z mężem w wyścigu do kierownicy. Jak on rano, to ja po południu, albo na odwrót. Walka jest to brutalna i bezwzględna, łokcie, zęby i pazury. Z dużym trudem dopuszczam myśl, że ktoś inny niż ja ośmiela się usadzić dupę na fotelu kierowcy. Drażni mnie przesunięty fotel i przestawione lusterka. Nie wątpię, że mój mąż objawy ma podobne.

Gdzie tu miejsce dla młodzieńca, któremu się wydaje, że roczny wysiłek zasługuje na nagrodę w postaci dopuszczenia do kierownicy? Nierealne. Niemożliwie niewyobrażalne. W ogóle nie wchodzi w grę.

Czuję się jak ostatnia egoistyczna świnia, ale nie dam. Mowy nie ma.

8 komentarzy:

  1. W każdym razie gratuluję. :) Do przesuniętego fotela i przestawionych lusterek dodałabym jescze przestawione radio i pochowane płyty... wrrr! Też podjęłabym taką "egoistyczną" decyzję. W końcu to KlejNote ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Jaśminkowa1 marca 2008 17:47

    O to, to właśnie! Jak można w cudzym samochodzie dotykać radia?! Znaczy, że nie tylko ja mam taki pazerny stosunek do auta.

    OdpowiedzUsuń
  3. no właśnie heh.. życie nas nie oszczędza ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie macie wyjścia. Musicie mu kupić drugi.

    OdpowiedzUsuń
  5. ~Jaśminkowa2 marca 2008 10:35

    Kłopot w tym, że takiego, na jaki nas stać, Michał nie chce. Łapki mu się kleją do naszego. Nawet mu się nie dziwię, nie mam jeszcze kompletnej sklerozy i pamietam jak to było, jak sama zrobiłam prawko. Tym bardziej mam wyrzut na sumieniu, bo nie umiem się przemóc. Mój tata czasem udostępniał. Ale z drugiej strony, to był maluch, z którego cieżko było wydusić coś ponad 60 km/h (wiem, bo próbowałam usilnie), czyli prawdopodobieństwo zrobienia sobie krzywdy było mniejsze co najmniej o połowę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ano prawda. Najgorzej jest wtedy, gdy pamiętasz, co sobie obiecywałaś (ja na pewno nigdy taka nie będę), a potem się okazuje, że jesteś znacznie gorsza, niż "taka".

    OdpowiedzUsuń
  7. ~wielorybnik3 marca 2008 22:32

    Ejże, dopuście Dziecko do kierownicy, bo jak wiadomo co nie używane, to zanika...:) Chyba nie chcesz być odpowiedzialna za to, że zdobyte z wysiłkiem umiejętności pójdą sobie w siną dal wyłącznie przez matczyne uprzedzenia :) Ustalcie jasne zasady użytkowania i gotowe - niech to będzie raz w tygodniu przez godzinę, ale niech będzie :)))Będę bronić Dziecka do upadłego, uprzedzam !!!Pozdawiam !

    OdpowiedzUsuń
  8. Pomyślę, jak dziecko wprowadzi się z powrotem do domu. Dopóki mieszka daleko, to jest duży problem, bo niby jak? Mam mu zawieźć auto, żeby sobie gdzieś tam mógł jechać, a sama będę dymać autobusem? Albo on ma pół godziny dowalać autobusem, żeby sobie zabrać auto, a potem następne pól godziny na powrót? Technicznie nie do rozwiązania, i tej wersji będę się trzymać do upadłego. Poczekamy, aż Twoje dziecko zrobi prawo jazdy, zdaje mi się, że to już niedługo?

    OdpowiedzUsuń