środa, 18 czerwca 2008

Zemsta

Tato opowiedział mi kiedyś pouczającą historię. Z morałem będzie.

W średnio wczesnej młodości Tato pracował w pewnej dużej firmie. W dużej firmie pracuje zazwyczaj dużo ludzi, tu było tak samo. Między innymi pracowała pani budząca powszechną niechęć. Zresztą, czy powszechną- nie wiem, na pewno jednak wzbudziła wiele gorących uczuć w grupie współpracowników.

Niekochający współpracownicy dowiedzieli się, że pani nie lubi psów.

Podjęli próbę odegrania się, gdy pies, a raczej suka jednego z nich miała cieczkę. Kłębkiem waty został podtarty psi tyłek, następnie aromat wtarto w buty niesympatycznej niewiasty.

Pani miała zwyczaj wracać do domu piechotą, droga wiodła uliczkami krakowskiego Kazimierza. Te drobne 50 lat temu Kazimierz gościł sfory mniej lub bardziej bezdomnych psów, czujnie patrolujących okolicę.

TEN powrót do domu pani zapamiętała na całe życie. Stado mniejszych, większych i średnich piesków aktywnie asystowało pani przez całą drogę do domu, a nawet, o zgrozo, usiłowało wleźć do mieszkania. Co gorsza, niektóre czworonogi szukały bliższego kontaktu, nie tyle może z panią, ile z jej kończynami, a bynajmniej nie chodziło o kontakt noga- szczęka...

Niebezpiecznie być niesympatycznym współpracownikiem.

 

3 komentarze:

  1. ha! Polak potrafi - wiadoma to rzecz!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli tego rodzaju dowcipasy płyną nam w żyłach- jestem dumna, że jestem Polką. Choć u mnie, jak do tej pory, nic takiego się nie ujawniło. Może nie musiało.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wielki ptak jest pod wrazeniem...

    OdpowiedzUsuń