środa, 7 stycznia 2009

Duchy 2

Kolejny duch jest świńskiego pochodzenia. Być może niesłusznie mówię o duchu, bo rzecz bardziej w ciele, ale jednakowoż nie opuszcza mnie takie bardzo ulotne, eteryczne wrażenie... Może to zapach, niewątpliwie niematerialny?

Bierze się:

- słoninkę

- cebulę

- jabłko

- majeranek

- sól

Słoninkę kroimy w kostkę, albo mielimy. Najlepiej nabyć już zmieloną- odpadnie sporo tłustej roboty, choć skwarki będą mniej eleganckie. Wrzucamy do gara z grubym dnem, albo bardzo mieszamy, żeby się nie przypaliło. Zresztą, w garnku z grubym dnem też bardzo mieszamy. Smażymy długo, min.godzinę, na małym ogniu. Acha, słoninki sporo, powiedzmy kilogram, żeby był sens spędzać pół dnia przy garach.

 Gdy skwarki uzyskają pożądany kolor- złociutki taki- wrzucamy cebulę, pokrojoną w ćwierćplasterki. Albo w kostkę. Albo w inne formy- co kto lubi. Cebuli mniej więcej tyle, co słoninki, powiedzmy, że też kilogram. Znowu długo smażymy, często mieszając. Niech będzie, że znów ok. godziny. Cebulka ma w tym czasie stać się mięciutka, smarowalna, przezroczysta prawie.

Obieramy i ucieramy na grubej tarce kwaśne jabłko, może być reneta, albo boskop. Albo inne, ale koniecznie kwaśne. Naturalnie inne formy dziabania jabłka są dopuszczalne, ktoś lubi w kwadraciki- proszę uprzejmie, niech dziabie, chociaż utarte jest lepsze. Do złociutkich skwarek i mięciutkiej cebulki wrzucamy to jabłko, niech oddda, co ma dobrego. Na koniec dosypujemy majeranku, hojną ręką, pozostając przy kilogramie słoninki- majeranku dajemy ze 30 g, czyli półtorej standardowej paczki. Doradzałabym jednak sprawdzić rozmiary paczuszki, bo bywają większe, a takie np. 20 dkg majeranku mogłoby zniweczyć dwie do trzech godzin naszej pracy, oraz, co gorsza, zespuć solidną porcję smalczyku.

Jeśli chodzi o sól- są dwie szkoły. Jedni mówią, że koniecznie trzeba solić już podczas smażenia, inni upierają się, że solić należy dopiero na chlebie. Osobiście sypię nieco do gara, a na kromce dosalam. Tak lubię, i co mi kto zrobi?

Po dodaniu jabłka i majeranku smażymy jakieś 5 minut- teraz to już wściekle często mieszając, bo to jest ten etap, kiedy całość lubi się spalić. Wyłączamy, zostawiamy, żeby nieco wystygło. Niby można od razu przelać do docelowego naczynia- najlepiej prezentuje się w glinianym garnczku- ale bezpieczniej jest nieco poczekać, bo oparzenia goją się fatalnie. 

No dobra, wystygło, przelewamy i wstawiamy do lodówki. Idziemy wreszcie spać, bo zaczęliśmy robotę o dwudziestej, czyli jest nieco po północy. Za to rano, jak wstaniemy, lecimy po chleb, kroimy dużo kromek, smarujemy mazidłem, solimy i żremy, bo na zwykłe jedzenie jesteśmy zbyt niecierpliwi.

 Teraz spokojnie możemy sprawdzić temperaturę za oknem, nawet         -15 nam niestraszne w obliczu ciepełka w okolicy żołądka.

Nad nami, niestrudzenie, unosi się świński duch...

12 komentarzy:

  1. dużo , dużo majeranku...dodawałabym majeranek do wszystkiego najchętniej...

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj:)Poza tematem - choć smalec ogromnie lubię. Znam kilka wariantów - mój ulubiony: z kiełbasą krojoną w kostkę(bez jabłka) - spełniłem Twoją prośbę .Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. oj mam problemy z pisaniem, ze wzgledu na slinotok glodowy...przepis jak z pratchetta albo innego gemmela - perelka!!

    OdpowiedzUsuń
  4. moje ulubione danie z dzieciństwa , i tym razem nie ma w tym stwierdzeniu ani cienia ironii :))))

    OdpowiedzUsuń
  5. Majeranek jest fajny. Choć ja czuję miętę do cząbru. Do majeranku w sumie też. I jeszcze do cynamonu. No może jeszcze paru innych ...

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję, kłaniając się w pas :) Z kiełbasą spróbuję następnym razem, tym razem nie byłam przygotowana i musiałam poprzestać na cebuli. No i na jabłku, przed dodaniem którego ręka trzęsła mi się nie lada, ale niepotrzebnie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ślinotok to właściwa reakcja:) Choć, podobno, istnieją ludzie, którzy smalczyku nie lubią. Wyobrażam sobie, że są to wersje eksperymentalne, bez wbudowanego zmysłu smaku.

    OdpowiedzUsuń
  8. A tym razem jestem skłonna uwierzyć :) W moim dzieciństwie podobnie ekskluzywna wersja nie istniała, był za to zwykły smalec ze skwarkami. Czasem na tymże smalcu mama smażyła kiełbasę obiadową z dodatkiem cebulki. Za kiełbasą nie przepadałam, ale za to, co zostawało na "brudnej" patelni- dałabym wiele.

    OdpowiedzUsuń
  9. Przez Ciebie Kurczak oslinil monitor... Na szczescie ma bigos... Z a lot of kielbasa:D

    OdpowiedzUsuń
  10. nigdy nie położyłem na planszy cząber :(

    OdpowiedzUsuń
  11. Cząbru nie kładzie się na planszy, tylko wsypuje do grochówki :) Choć na planszy mógłby być prawie równie cenny.

    OdpowiedzUsuń
  12. Kurczak w makaroniarni nie ma warunków pogodowych na smalczyk. A bigos to niezły pomysł, z a lot of mięska, bo wolę mięsko w bigosie :) Lecę po kapuchę.

    OdpowiedzUsuń