środa, 14 października 2009

Fachowcy z tytułem

Pani w sklepie spożywczym, zamiast zająć się krojeniem sera na plasterki, prowadzi z panią od krojenia wędlin dysputę o tresurze psów. W tym przypadku, w związku z psami, przychodzi mi na myśl jedynie powiedzenie "przyjęłaś się za psa, to szczekaj", czyli: schowaj, babo, ambicje na później, teraz zajmij się moim serem, bo po to tu jesteś. Nie jestem zawzięta na tą akurat Panią, raczej ze smutkiem odnotowuję fakt, że coraz częściej mam do czynienia z ludźmi nie na miejscu. Inaczej. Z ludźmi, którzy za wszelką cenę starają się stworzyć wrażenie, że w tym akurat miejscu znaleźli się chwilowo oraz smutnym przypadkiem, wcale a wcale w ich życiowe plany nie wpisuje się obecnie wykonywany zawód.

Cóż mnie, klientkę sklepu spożywczego, obchodzi, że panienka za ladą studiuje psychologię i dorabia do czesnego, jeśli na skutek procesu udowadniania posiadania innych, ważniejszych umiejętności mam w perspektywie ogonkowanie przez piętnaście minut? Nie chcę wiedzieć, że kelnerka w knajpie ukończyła zarządzanie, natomiast wymagam fachowej obsługi, bez palca w zupie i jawnego lekceważenia, gdy zamawiam TYLKO zupę.

Owoce kolejnych reform edukacji. Ludzie nie na swoim miejscu. Ludzie stworzeni do wyższych celów. Ludzie otwarcie gardzący swoim zajęciem.

Aż chciałoby się powiedzieć- dziecko, nie ucz się tyle, bo jeszcze ci zaszkodzi.

4 komentarze:

  1. ufff ! doswiadczyłam bycia obsługiwaną przez studentkę ...nic miłego...fakt! zgadzam sie z tobą w 100%...tyle, ze nie ma już chyba szkół dla ekspedientek...(a kiedyś były szkoły zawodowe) i stąd te studentki, czy co????

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ma szkół zawodowych, są licea zawodowe, zakończone maturą. Zdasz maturę- możesz iść na studia, spoko, znajdą się takie, które skończyć może KAŻDY, byle płacił czesne. Stąd już tylko krok do np. sklepu, gdzie na to czesne się zarabia. Mentalność nadal na poziomie sklepowej, natomiast ambicje sięgają sufitu. Tragedia.

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest kij w mrowisko :) Mnie się dwie rzeczy skojarzyły:a) rzeczywiście obsługa w sklepach różnego rodzaju bywa, delikatnie rzecz ujmując: oryginalna. Przykład sprzed mniej więcej tygodnia: poszliśmy z Agnieszką do pobliskiego sklepiku po coś do jedzenia na drugie śniadanie. Stanęliśmy sobie przy ladzie, Agnieszka pierwsza, ja drugi. Agnieszka zakupiła jogurt, serek i bułeczkę. Zapłaciła. Otwieram dziób, żeby poprosić o podobny zestaw, portfel mam już w ręce przygotowany i otwarty, a pani za ladą odwraca się do mnie zadem i wrzeszczy do koleżanki: "To ja idę zapłacić za tę pasztetową!", po czym zabiera się i wychodzi. I ja, i Agnieszka dosłownie zamarliśmy przy tej ladzie. Zatkało nas na długo. Właściwie to powinienem w tym sklepie urządzić burą awanturę, ale do tego stopnia mnie babol zaskoczył, że zapomniałem po polsku...b) nikomu nie ujmując, ale jak słyszę, że jakaś kolejna panienka skończyła "marketing i zarządzanie" to mi się włącza czerwona lampka alarmowa. Nie chcę uogólniać, bo jestem pewny, że na świecie jest cała masa wybitnych absolwentów i absolwentek tego kierunku. Niemniej własne doświadczenie obfituje w przykłady magistrów po zarządzaniu, którzy się rozsypują nerwowo nad problemem policzenia trzynastu procent ze stu trzydziestu siedmiu. I to, co powyżej nie jest moim wymysłem, tylko dosłownym cytatem z życia. W pewnym momencie odniosłem wrażenie, że, nie wiedzieć czemu, ten właśnie kierunek jakoś się tak "sprostytuował" (z braku lepszego słowa...). Jak jakaś panieneczka z ogólniaka zupełnie nie miała pomysłu, co z sobą zrobić, a mamusia z tatusiem nad głową wisieli, to panieneczka szła na marketing i zarządzanie, głównie po to chyba, żeby tipsy w spokoju kleić. Jeszcze psychologia miała podobne przejścia chyba... I nadprodukcja magistrów gotowa.Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Padłeś ofiarą dobrego wychowania :) Trzeba będzie zmienić sposób bycia, człowiek zbyt uprzejmy obrywa po głowie, jak się okazuje, nawet od sklepowej. Ja to nie, ale moja szefowa w takiej sytuacji zrobiłaby taką aferę, że wspominano by ją następny miesiąc, a dożywotnio dostawałaby najszybciej i najlepsze, żeby tylko sobie już poszła. Stopniowo przekonuję się do jej filozofii życiowej :) Ona po prostu święcie wierzy, że należy jej się najlepsze i tego wymaga, zdumiewa mnie wciąż, jak bardzo jest skuteczna.A magistry- cóż, pewnie będą wyjeżdżać po lepszą przyszłość. Ponieważ Michał rozpoczął właśnie, hehe, studia, czytam różności "dotyczące". Z mojego rocznika studia kończyło ok 11%. Obecnie- ok 40 %. Wszystko.

    OdpowiedzUsuń