Don Sebastian Kawa Mistrzem Świata 09/01/2010, 21:00
III Światowe Grand Prix Szybowcowe 2010 (Santiago, Chile: 2010-01-02 - 2010-01-09)
Po fantastycznym finiszu Sebastian Kawa wygrał ostatnią konkurencję mistrzostw i trzeci raz z rzędu został Mistrzem Świata w Wyścigach Szybowcowych. Gratulacje!!!! To nie jest zwycięstwo na punkty. To jest nokaut. Srebrny medal zdobył Chilijczyk Carloss Rocca a brązowy Niemiec Mario Kiessling. Staszek niestety odstał i prawdopodobnie nie zdobędzie punktów.
Autor: Jacek Dankowski
ich! nie wiedziałam, ze pasjonujesz się szybownictwem...jest szansa, ze ja rzygałabym jak kot w tym szybowcu...he,he...
OdpowiedzUsuńStaram się nie przypominać sobie, że się pasjonuję, ale to silniejsze ode mnie. A tym razem transmisja była taka cudna... Oglądnij sobie zdjęcia z zawodów. Mnie rzuciły na kolana. Światło, góry, szybowce, och. O rany. No i mistrz Kawa, który zbierał kasę na udział w zawodach drogą kwesty, bo najwyraźniej ci co trzeba nie są zaiteresowani szybownictwem.Możliwe, że rzygałabyś. A może nie? Dopóki nie sprawdzisz, nie dowiesz się :) Na wszelki wypadek spróbuj, warto.
OdpowiedzUsuńA skoro to pasja, to udało ci się kiedykolwiek lecieć szybowcem..? Jeżeli jeszcze nie, to polecam :)Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńJakem w liceum nauki pobierał, zachorowałem na PILOTA MYŚLIWSKIEGO. Trzeba było zacząć od szkolenia szybowcowego. Trzy sezony w Kreępie Słupskiej. To był czas "gumówek" (taka proca do wyrzucania fotelika z dużym skrzydełkiem - mistrz Leonardo da Vinci budował nowocześniejsze) i na II kursie "wyciągarek" na bazie silnika z motopompy strażackiej. Pilotem myśliwskim się nie zostałem- z powodu NADWZROCZNOŚCI lewego oka,mogącą skutkować błędną oceną odległości przy dużych prędkościach(trzech kumpli z kursu skończyło Dęblin, ale dwóch już dawno nie żyje). Potem latałem w Kobylnicy k/Poznania.Nie udało mi się latać w górach. A zazdroszczę SEBCIOWIwidoków z ostatnich mistrzostw. Jest ten małolat GENIUSZEM.LOT SZYBOWCEM jest kwintesencją ludzkiego pragnieniaoderwania się od ziemi, fizyczego szczęścia "pokonania" prawa Newtona i ideałem czasoprzstrzeni w próbach kontaktu ze STWÓRCĄ. Nie latam od wielu lat. I jest to jedyna moja porażkażyciowa. Ale Sebastiana kocham !!!
OdpowiedzUsuńCiut ciut latałam :) Jestem szczęśliwą posiadaczką trzeciej klasy szybowcowej. Mało, ale dosyć, żeby było o czym myśleć do końca życia :)
OdpowiedzUsuńTeż go kocham. Ma chłopak kojones :) Oraz prawdziwy, żywy talent w najczystszej formie. Mnie również góry ominęły, podobnie jak wyciągarka. My mieliśmy loty na holu, za samolotem. Jak sobie czasem wspomnę co się na tym holu działo...Zwłaszcza w pierwszych lotach...Instruktor był człowiekiem o stalowych nerwach, doprawdy. Czasem jestem ciekawa, jak potoczyły się losy kolegów, z którymi się szkoliłam, ale nie mam odwagi sprawdzić. Chłopaki nie bardzo mieli wybór, jeśli nie było przeciwwskazań zdrowotnych, prawie automatycznie szli do Dęblina, niektórzy na studia w Rzeszowie, a potem i tak do woja. Dziewczynki mogły sobie pozwolić na, jak to określał nasz niezapomniany szef, "wożenie du.py po niebie", co czyniłam z dużą rozkoszą. I mnie nie opuszcza wrażenie porażki życiowej, gdy wspominam tamte czasy i dokonane wybory. Dlatego raczej nie grzebię we wspomnieniach z tego czasu. Nie przeszkadza mi to jednak kibicować z całych sił :) Technika idzie do przodu, doprawdy. Spędziłam kilka wieczorów przed ekranem komputera śledząc z zapartym tchem rywalizację. Re-we-la-cja. Rewelacja.
OdpowiedzUsuńJeszcze jedno. Po prawej stronie, w zakładce " pistolety" linki do moich ukochanych filmów. Polecam.
OdpowiedzUsuńJa wiedziałam:)
OdpowiedzUsuńa dziś by ł wywiad z S. kawą, a ja mówię to co przeczytałam u ciebie, a mąż robi oczy jak 2 zeta...he,he
OdpowiedzUsuńNo proszę :) Gdybym wiedziała, dorzuciłabym parę szczegółów :)
OdpowiedzUsuńNo tak. Niewątpliwie jest to temat, do którego nie raz jeszcze wrócę :)
OdpowiedzUsuń