czwartek, 7 lipca 2011

***

Postanowiłam zawalczyć z otulającą mnie coraz szczelniej beznadzieją, z bezsensownym przygnębieniem i niemocą (także twórcczą).

Postanowiłam coś napisać. Otóż więc jest:

COŚ.

Mało śmieszne, wiem. 

Dziś dotarło do mnie, że Maciej Zembaty nie żyje. Słyszałam o tym już tydzień temu, owszem, ale dopiero dziś Usłyszałam. Strzeliło w sam środek mojego, jakże ostatnio suchego i nieczułego serca.

http://www.youtube.com/watch?v=eDnqFY3tuW4&feature=related

Platoniczna, tym większa dzięki temu, miłości mojego życia, żegnaj.

 

 

 

2 komentarze:

  1. ~zbyszekusowski11 lipca 2011 22:50

    Fascynował mnie sposób mówienia, niezwykle trudny do powtórzenia, no i bardzo niskie brzmienie głosu. Pamiętamjeden z pierwszych utworów, z "uszami " w tytule. Fragmenty:: "....odrobinę chlebusia z masełkiem, a do tego słoiczek musztardy; w turystycznej przyczepie pod Ełkiem, wiodłem żywot uroczy choć twardy...................a uszy miał ogromne, muskularne, a adekwatny wicher wiał. Niepokojące lecz banalne, przedziwne uszy miał".Było też " Jak dobrze mi w pozycji tej, pozycji horyzontalnej, ubogim krewnym trumna wbija sie w ramiona, a za trumną idzie żona" oparte na słynnym "Marszu żałobnym" Chopina. W 1978 roku prowadził w III programie audycję, w niedzielę, w ktorej słuchacze dzwonili i wypowiadali się na "temat dnia". W którąś z niedziel, siedząc na jakimś dużurze w firmie pod telefonem (dosłownie : skończyłem rozmowę z kimś i odkładając słuchawkę usłyszałem głos Maćka podający numer do radia. Tak jak mówił - wspomniałem, że mówił bardzo wolno tzn. słowa były długie - podając numer, tak ja wykręcałem numer w telefonie. Dostałem się jako pierwszy, nie znając tematu audycji. Ale poszło gładko. Tematem było szczęście.I tu żem deczko wpadł, bom nie wiedziałem o jaki rodzaj szczęścia chodzi. Szczęście w totolotku czy w miłości ? A że jestem dzieckiem szczęścia ( matuś mawiali, że rodziłem sie w "czepku", a wiele lat później, starsi ludzie powtarzali -tyś się w czepku rodził ! ) , opowiedziałem o swoich dotychczasowych, szczęśliwych sytuacjach w życiu. Jak na ten wiek miałem tego dużo. Słuchała mnie cała Polska, w tym cała rodzina, znajomii nie tylko. Drugi raz Maciek zaistniał w moim życiorysie, w stanie wojennym, w Gdańsku, gdzie organizowałem mu podziemną trase koncertową ( był 1982 rok, chwilę po zniesieniu stanu wojennego).Na pierwszym spotkaniu - trasa oznacza salki katechetyczne w parafiach diecezji gdańskiej, gdzie biskupem ordynariuszem był mój dobry znajomy, Tadeusz Gocłowski - więc na tym spotkaniu przypomniałem Maćkowi jego "Uszy" i zasugerowałem reaktywację tejże piosenki w nawiązaniu do ówczesnego rzecznika rządu PRL, nijakiego Urbana Jerzego. A teraz zrobiło mi sie smutno, a może zasmuciłem się bardziej nad sobą, jako że odchodzenie lubianych osób kojarzy się z powstającą wokół mnie coraz wiekszą pustką, czyli powiekszającym się obszarem samotności. A tego nikt zdrowy nie kocha!I tyle w temacie Maćka Zembatego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak dobrze mi w pozycji tejW po-zycji hory-zon-tal-nej...Musiałeś mi przypomnieć? Od piątku usiłuję przestać śpiewać, no, powiedzmy, nucić. A teraz znowu mnie wzięło. Moje wspomnienia są o niebo skromniejsze. Zembaty organizował w piwnicy hotelu "Pod Różą" milutkie spotkanka, kameralne, recitale. Opowiadał o Cohenie (głównie), śpiewał, dowcipkował, pobrzdąkiwał na gitarze. A my, nastolatki wtedy, słuchaliśmy z rozdziawionymi paszczami.Nie umiem powiedzieć, na ilu takich spotkaniach byłam. Na pewno na wszystkich, na które udało się dostać bilety. Niby były podobne do siebie, ten sam temat, czasem nawet te same dowcipy. Nie było to istotne. Atmosfera tych spotkań była taka, że miłość do Maćka umrze razem ze mną. Nie spotkałam nigdy więcej człowieka z większą charyzmą, tak subtelnie cynicznego, dawkującego złośliwości i czarny humor z idealnym wyczuciem granic, których nie należy przekraczać, na dodatek głos, ten głos...Później usiłowałam odnaleźć choć echo podobnego klimatu w piosenkach, na kasetach, ale to nie było to samo. Dziś spokojnie mogą powiedzieć, że tamte spotkania mnie ukształtowały, jako człowieka. Moje poczucie straty nie bierze się ze świadomości że człowiek nie żyje, żal mi, że już nigdy nie powtórzy się taki koncert. Samolubne to okropnie.Jak dobrze mi w pozycji tejW poz-ycji hory-zon-tal-nej...

    OdpowiedzUsuń