Moje, dopiero co urodzone dziecko, skończyło właśnie 12 lat. Jak ten czas leci, patrzcie państwo!
12 lat to taki etap, że właściwie już nie jest się dzieckiem (choć plac zabaw nadal nęci), na pewno jeszcze nie jest się dorosłym. Kryzys tożsamości, panie, pełną gębą.
Z ósemką takich kryzysowych nastolatków wybrałam się uczcić w/w urodziny. Ambitnie, do obserwatorium astronomicznego :) Miło było. Nawet bardzo miło. Dzieciaki sympatyczne, choć irytujące. Prowadzący- najwyższej światowej klasy, z genialnym podejściem do dzieci.
Były szaleństwa dziecięce:
Był kryzysowy księżyc, w fazie znakomicie pasującej do dzieciaków- pół mroczny, pół- jeszcze mroczniejszy, ale z nadzieją na lepsze jutro.
Wszystkiego najlepszego dla pociechy :-) A moja Młoda właśnie w weekend skończyła 17 lat..!!! A ja przecież doskonale pamiętam, że tyle co nauczyła się podnosić główkę do pionu z poduszki w łóżeczku i wykonywać coś, co ze śmiechem nazywaliśmy "peryskopem"... Ech, czas...Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńDo trzech razy sztuka. Może za trzecim razem zdołam przekazać pozdrowienia dla Nie Takiej Już Młodej?Trafia mnie komentatorski najjaśniejszy szla(g). Poważnie rozważam przeniesienie bloga, w końcu ileż można!
OdpowiedzUsuń