poniedziałek, 12 marca 2007

Karnawałowe

Korzystając z wolnej chwili, wrzuciłam parę stareńkich i nieco młodszych zdjęć do karnawałowej galerii.

Bal karnawałowy jest imprezą roku. Przynajmniej dla mnie. Ominęły mnie przebieranki w wieku dziecięcym, toteż jak już trafiły mi się na starość, to trzymam i nie puszczam. Jest bardzo wiele etapów do lubienia w takiej imprezie.

Najsampierw strój trzeba wymyślić. Kto nie przeżył- nie zrozumie. Adrenalina się podnosi, zwłaszcza przy pierwszej imprezie, bo to nigdy nie wiadomo, jak towarzystwo zareaguje. No bo dajmy na to, z braku walorów finansowych, wybiorę strój Ewy (znaczy trzy listki i zaprzyjaźniony zaskroniec),  a na miejscu okaże się, że towarzystwo smętne, przebrane za wróżki oraz królów szachowych....Na szczęście nigdy nic takiego się nie zdarzyło. Tzn. nigdy nie przebrałam się w strój Ewy.

Potem strój trzeba zrobić, bo jednak pożyczenie jest wyrazem nieudolności, po prostu hańbą śmiertelną, i trzeba mieć nie lada powód, aby na taki krok się zdecydować.

 Kilka wizyt w  szmateksach, parę godzin (lub dni) przytulania się do maszyny do szycia, trochę prac rodem z zajęć praktyczno-technicznych i oto normalny na codzień człowiek zaczyna wyglądać jak idiota. Nie wiem, jak inni to przyjmują, ale dla mnie jest to nieustające źródło radości.

A potem zaczyna się impreza. A nawet IMPREZA. Towarzystwo przebiera się na miejscu, wyłaniają się potem z różnych kątów postacie niebywałe. Od nieustającego rechotu trzęsą się brzuchy i niebezpiecznie obsuwa gumka w majtkach. I tak przez kilka godzin.

Potem ogląda się zdjęcia. Temat On Wtedy Powiedział, a Ona Wyglądała, jest wałkowany co najmniej rok (do następnej imprezy).

Oczywiście, co roku któryś strój jest najlepszy, co powoduje ogólną nerwowość, i gorączkowe poszukiwanie pomysłów, żeby na następnej imprezie to MÓJ strój był the best. A to zapewnia odpowiedni poziom imprezie, i daje gwarancję kilku godzin dzikich harców i radości. Oby do następnego balu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz