poniedziałek, 19 marca 2007

Mistrz Leonardo

Dałam się ponieść niewinnemu hazardowi, jakim wydaje się być aukcja Allegro i nabyłam cudną filiżankę z rysunkiem Leonarda da Vinci - człowiek witruwiański. Matematycznie fiśnięty umysł mój widział w "człowieku witruwiańskim" tylko proporcjonalnego faceta wpisanego w koło- kwadrat (emocje wzbudził, owszem, był to pierwszy goły facet w moim życiu), obrazek widywałam opisany jako studium proporcji ciała ludzkiego. I tyle. No, może mogłabym dodać, że do obrazka tego czuję wyjątkowy setyment, z powodu osobistej wizyty w Vinci, i, rzecz oczywista, w muzeum Mistrza.

A tu dziś rano okazało się, że udało mi się samym tylko posiadaniem rzeczonej filiżanki urazić czyjeś uczucia religijne. 

Pierwsze skojarzenia: 

1. Babcia M. czytała "Kod Leonarda"? Nie, niemożliwe, nie tknęłaby przecież zbrodniczej pozycji, jednoznacznie potępionej z ambony.

2. Babcia M. ma jakąś wiedzę o samym Mistrzu, heretyku zatwardziałym, masonie i inteligentnym człowieku (co, jak wiadomo, należy do zbrodni niewybaczalnych)? Nie, niemożliwe. Ani w radyju, ani z ambony usłyszeć nie mogła, a szczerze wątpię, aby "Gość Niedzielny" takie tematy podejmował.

Nic więcej nieczyste sumienie mi nie podpowiedziało. Niegodne.

Albowiem Osobie Prawdziwie Religijnej człowiek witruwiański kojarzy się z Panem Jezusem Ukrzyżowanym!! I szargam te uczucia religijne, popijając spokojnie poranną herbatę z nowej, ślicznej filiżanki.

Słów mi zabrakło i tchu. Po raz kolejny nasunęły mi się wątpliwości co do wiary katolickiej. Bo CO można myśleć o wierze, która z mózgów wiernych robi, oględnie mówiąc, sito? Znam swoją rodzicielkę nie od dziś, a nawet nie od wczoraj. Podejrzewam, że i ona miała w przeszłości ze mną jakiś kontakt (chociażby wzrokowy). I ta kobieta jest w stanie przypuścić do siebie myśl, a nawet ją wyartykułować, jakobym chciała dać w ten sposób wyraz moim grzesznym myślom!!!

Wniosek jest straszny.

 Jedynym moim grzechem jest podstępne nabywanie podejrzanych przedmiotów o zabarwieniu wyraźnie okultystycznym, pozornie tylko wyglądającym jak naczynie do herbaty. Bo przecież gdybym grzeszyła bardziej, nikt nie zwracałby uwagi na takie pierdoły.

A to rodzi drugi wniosek- jestem tak stara, że nie chce mi się porządnie grzeszyć. Mogłabym z okazji nadchodzącej wiosny rozpalić ognisko, pokłonić się pogańskim bogom nisko, może nawet jakiś taniec nago....(choć nie umiem wyobrazić sobie boga ani bogini, którym byłoby to w smak). Ale mi się nie chce. Mogłabym zgłębiać filozofię satanistyczną, ale mnie nudzi, poza tym nie do twarzy mi w czarnym (ach, starość, starość zgrzybiała). Zgroza. Cudzołożyć bym mogła. I dałoby mi to prawdziwie grzeszne uczucie zadowolenia, ale nie mam z kim.

Chyba nie pozostaje mi nic innego, niż kupić sobie Drugą Urażającą Prawdziwe Uczucia Religijne Filiżankę, i grzeszyć podwójnie. Może mnie to odmłodzi.

Czy czasem stare pierniki nie moralizują dlatego, że nie chce im się porządnie używać życia, lub już nie mogą, i żal im, i tęskno do grzechów minionych? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz