wtorek, 27 marca 2007

Pierwsza Wyprawa Wiosenna

Wybraliśmy się przy niedzieli na wycieczkę. Rodzinną. Bardzo było przyjemnie. Rodzina co prawda nie w komplecie, ale trudno wymagać od osiemnastolatka uczestnictwa w takich wyjazdach. Udaliśmy się na górę Chełm, pod górkę wyciągiem, z górki pieszo. Wyciąg to fajna sprawa. Zdobywa się szczyty bezwysiłkowo.

Z drugiej strony, ambicja buzuje i wrzeszczy: -leniu paskudny, piechotą trzeba, kolejki tylko dla osób starszych, leniwych, oraz wyczynowców z rowerami...

No, ale z drugiej strony, trudno posiadać kondycję na pierwszej wycieczce po zimie...

No, ale z drugiej, strony wożąc tyłek, ciężko nabawić się tej kondycji...

No, ale z drugiej strony, kto się pcha z siedmiolatkiem pod taką górę piechotą...

Dość tych ale. Fajnie było. Okazałam się odpowiedzialną i przewidującą rodzicielką, ponieważ ubrałam dziecku dodatkowy ciepły ciuch, gdyby nie to, pewnie z krzesełka u góry trzeba by odłamać dziecko w charakterze sopelka. I tak po opuszczeniu wyciągu bez słowa i bez uprzedniego porozumiewania się udaliśmy się biegiem do pierwszej (i jedynej czynnej zresztą) knajpy z ciepłym wnętrzem. I gorącą kawą. Swoją drogą, więcej zapłaciliśmy za dwie kawy, niż za bilet na wyciąg. Pewnie ta "mała czarna" musiała się dostać na górę piechotą.

Wiatr u góry bardzo się przykładał, żeby nam łby pourywać, ale mu się nie udało. Za to szybciutko się schodziło, bo z wiatrem. Niżej zresztą wiatru nie było, został sam czar i urok słonecznego, wiosennego dnia. Poddałam się fali odprężenia i lenistwa umysłowego. Na to tylko czekała Głupota. Głupota zwykle jest pilnowana i brutalnie upychana w miejsca, gdzie jej nie widać, przynajmniej na pierwszy rzut oka, i skąd trudno jej wyleźć, ale, jak z dmuchanym materacem, z jednej strony się ściśnie, to z drugiej spęcznieje. No i spęczniała, i wypchnęła mi na usta co następuje:

- Synku, jak podoba Ci się chodzenie po górach, to wyrobimy książeczkę PTTK, będziemy chodzić dla przyjemności, a przy okazji zdobędziemy trochę punktów, może uda się uzbierać na jakąś odznakę...

No i się zaczęło. A jaka to odznaka, jak wygląda, na jakie góry trzeba wyleźć, czy jutro pójdziemy, a może pojutrze też, będzie więcej punktów, i tak dalej, przez całą resztę tak miło zapowiadającej się wycieczki. Na dodatek, już w domu, okazało się, że regulamin ogranicza wiek dziecka z dołu, i jest to niestety osiem lat. Prysł zapał, podkarmiony wizją wrażenia, jakie zrobi się na kolegach z placu zabaw. Prysła przyjemność z niezobowiązującego chodzenia po górach. I wszystko przez jedno, głupie zdanie...

W dodatku bolą mnie nogi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz