czwartek, 18 października 2007

Kocia historia

Podarowano znajomemu kota. Dorosłego, właściciel postanowił opuścić ojczyznę (oraz kota), zwierzątko przekazując w tzw.dobre ręce.  Nowy właściciel (tak się znajomemu przynajmniej wydawało) bardzo się denerwował, że kotek drapie, zrzuca, niszczy co się da, no potwór w kocim futerku po prostu. Walka trwała czas jakiś, aż w końcu znajomy się poddał.

-A drap sobie, zrzucaj, rób co chcesz- powiedział,  uznając niezbywalne kocie prawo do wolności.

I w tym momencie w kocie nastąpiła głęboka zmiana, na lepsze rzecz jasna. Kotek zmienił się w idealnego towarzysza mruczka. Rzeczy przestały spadać z półek, a ręce krwawić. Fajne, nie?

Na rzecz z podobnej półki natknęłam się w Belgii. Mój synek w wieku ok. 12 lat wyprowadzał znajomego psa na spacer. Szedł sobie pustą uliczką, kopiąc kamyczek. Z mijanego domu wyszła starsza pani. Na migi (brak wpólnego języka) pani dała do zrozumienia, żeby Michał nie kopał kamyczka. Czemu jej to przeszkadzało, trudno orzec. Dobre dziecko posłuchało. Nastepnego dnia, podczas kolejnego spaceru, pani dała dziecku czekoladę.

Przy mojej kociej naturze marzy mi się prawo do wolności. A jeśli ktoś zmusza do dostosowania się do jego zasad, to niech za to przynajmniej nagrodzi. Niekoniecznie tabliczką czekolady.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz