piątek, 26 października 2007

Ścieżka

Wróciła babcia z wycieczki. Z samej Jerozolimy, z pielgrzymki do Ziemi świętej. Księża- cudowni, fantastyczne kazania, codzienne msze w przenajświętszych miejscach, a przewodniczka, no cud po prostu, sam czar, urok, i wdzięk, jedzenie rewelacyjne, hotele- miód. Jednym słowem, wyjazd sie udał. Miło słyczec, mialam pewne watpliwosci zwiazane z taka wyprawa, wzgledem zdrowia starszej kobiety, ale nic na szczescie sie nie stalo. Na msze za nas dala, przy takim wstawiennictwie od 24 listopada bede czula sie otoczona opieka boska.

Przyda sie w sumie, bo na razie...

Kazdy ma swoje prywatne przesądy. No, moze wielu. Mnie osobiscie pech przesladuje w lata przestepne. Kiedy Michal wyprowadzil sie z domu, a dodatkowo po raz drugi oblal egzamin na prawo jazdy, zmartwilam sie tylko. Potem maz przyszedl zgiety w pol, bo nawalil mu kregoslup. No coz, lekarz, akupunktura, masaz, jest lepiej, ale niestety, obecnie wykonywana praca nie wchodzi w gre, jesli docelowo nie zamierza jezdzic na wozku inwalidzkim. Tu juz zaczelam sie nerwowo rozgladac dookola siebie, wszak nieszczescia chodza parami. Dodatkowo dopadl mnie jesienny "opad", humoru, formy, i zdrowia. Zapalenie zatok, potem krtani, a na dobicie czyrak na tylku, niby nic dziwnego, ale nie zwyklam leczyc sie antybiotykami, wiec ciagnie sie to juz trzy tygodnie meczac mnie niewymownie. No i tu zdalam sobie wreszcie sprawe z winowajcy. Otoz niewatpliwie ten przestepny rok juz sie zaczal. W koncu to nieprawda, ze rok zaczyna sie w styczniu. Rok zaczyna sie w dowolnym wybranym przez siebie momencie, a konczy 366 dni pozniej, w srodku posiadajac  ten wydluzony luty.

Tu sie troche zmartwilam, bo wyszlo na to, ze i wybory byly w tym czasie, i spotkanie dwudziestoletniomaturalne. A tak sie cieszylam z wynikow! Teraz ciesze sie mniej. Mam nadzieje, ze konsekwentnie, z tego, co sie spieprzy w tym roku, potem wyjdzie cos dobrego, zgodnie z zasada, ze nie ma tego zlego, co by na dobre nie wyszlo. Do tej pory tak bywalo. Wolalabym tylko zorientowac sie dopiero pod koniec lutego, ze to TEN rok, tak to bede sie sama podkladac klopotom, wychodzac z zalozenia, ze i tak sie nie uda. Taaak, narzekanie to fajna rzecz.

Bylo to lecie matury w sobote. Z niektorymi osobami spotkalam sie po 20-latach. Z nikim z bylej klasy nie utrzymywalam ożywionych kontaktow, drogi nam sie rozeszly zaraz po maturze, czasem natknęłam się na kogoś "na mieście". Lubilam swoja klase w czasach liceum, zarezerwowalam dla niej stale i cieple miejsce w sercu, totalny brak kontaktow pozwolil uczuciu na rozkwit, wyidealizowanie nawet. Okazalo sie, ze rzeczywistosc jest jeszcze lepsza! To sa po prostu fantastyczni ludzie! Przywyklam do szarej rzeczywistosci, w ktorej rzadko sie spotyka diamenty, na kazdym kroku za to potknac sie mozna o pustaki oraz zwykly gruz, a tu prosze. Fenomen. Zal tylko, ze takie spotkania nie przynosza ozywienia kontaktow, sama formula ...-leć zawiera w sobie ich okazjonalnosc. Szkoda. Milo sobie pomyslec, ze sa gdzies jeszcze normalni ludzie, i nie jest sie jedynym niewymarlym dinozaurem. Podejrzewam, ze na codzien sa to ludzie rownie trudni w kontaktach z bliskimi, jak ja, ale to ich problem, dla mnie zostal sam smak. Po raz kolejny wrocila mysl, ze goscie spod sklepu z alkoholem maja cudownie nieskomplikowane zycie, ale za nic bym sie nie zamienila. Lubie pokonywac trudnosci, lubie walke (najlepiej wygrana), lubie czuc, ze jestem w akcji, tym dla mnie jest zycie. A ze czasem sie człowiek potknie i przewroci? Pozycja horyzontalna ma swoje zalety i swoja perspektywe.

Mija dzien za dniem, dobrze jest, gdy kazdy z nich jest polem walki. Bo wtedy zyje sie naprawde, tu i teraz. Bez przepuszczania czasu miedzy palcami, bo jutro, bo w weekend, bo w wakacje. Bez zalamywania rak, ze i tak sie nie uda, więc po co sie starac. Rozlazłość i marazm, to sa moi wrogowie. No i dobrze jest sie dookreslic. Kim jestem? Jakie mam priorytety? Jakie mozliwosci? Jaka jest moja definicja sukcesu? Co poswiecic moge, a czego w zadnym razie? Wiele pytan, wiele drog. Ktorej bym nie wybrala, niech to bedzie MOJA WLASNA sciezka.

Nastawiam sie wiec na walke, bo rok przestepny z reguly niesie wiele niespodzianek, niekoniecznie pozytywnych. Raczej nie liczę na tę boską opieke.  Coz, jak Kuba Bogu, tak Bog Kubie. I moze niepotrzebnie babcia zwrocila na mnie boska uwage. Biblia uczy, ze nie jest to Bog milosierny, a ja i tak mam dosyc problemow.

(Vista, psiakrew, 1000 zalet i jedna, a polskich liter nie ma, aaa, nie chce mi się teraz wszystkiego poprawiać)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz