wtorek, 30 października 2007

Po co komu wiedza? Część I

Mały synek został uczulony przez służbę zdrowia. Szczepionki, które dostaje dziecko w szpitalu prawie natychmiast po urodzeniu nie są bezpieczne. A to dlatego, że hoduje się je na bazie z białka kurzego, bardzo uczulającej sybstancji. Czyli pierwsze szczepienie daje znak, po drugim (ok 6 tygodni życia malucha) mamy alergika. Podobno są bezpieczne szczepionki.Tylko podobno, ponieważ nikt o nich nie informuje, zakładając z góry, że rodzic woli za darmo niż odpłatnie. Niewątpliwie, większość rodziców woli. Ale jest i taka grupa, która woli dmuchać na zimne, niewielkie pieniądze to kosztuje(100-200 zł), a ryzyko poważnie maleje. Piszę niewielkie, ponieważ jednorazowy wydatek nawet 500 zł jest niczym w porównaniu z późniejszym leczeniem małego alergika.

Ciężko wystraszony rodzic traktuje poszczepieniową wysypkę bardzo poważnie. Idzie do lekarza. I niestety, lekarz stara się wykazać wiedzą, której nie posiada, i zamiast odesłać do fachowca na chybił trafił wypisuje maść ze sterydami.

Z perspektywy czasu wiem, co powinien zrobić lekarz. Powinien wytłumaczyć zaniepokojonemu rodzicowi, że wysypka to jeden z bezpieczniejszych sposobów, w jaki organizm pozbywa się zanieczyszczeń. W sensie toksyn. Pozbywanie sie wysypki to klasyczny przykład działania objawowego, pozbycie się pryszczyków bez zlikwidowania przyczyny to chowanie choroby do środka, i zmuszanie organizmu do poszukiwania alternatywnych sposobów na usunięcie tych toksyn.

Rodzic powinien przyzwyczaić się do wysypki u dziecka, przeczekać, a nie ładować maści sterydowe, tak chętnie przepisywane przez lekarzy.

Jako rodzic zaangażowany, bywałam u wielu lekarzy, u specjalistów też. Kolejne maści, kolejne badania, moja dieta (karmiłam piersią). Efekt końcowy? Proszę bardzo.

Dziecku zaczęła zanikać skóra, zwłaszcza na twarzy. Po delikatnym dotknieciu dziecięcego policzka lała się krew. Staje się człowiek bezradny w takiej sytuacji, zdaje sobie wreszcie sprawę z tego, że dziecko było przedmiotem eksperymentów, które znacznie pogorszyły jego stan.

Obłożyłam się książkami, sięgnęłam do doświadczeń z innych krajów, w których problem alergii występuje od lat. Trafiłam do lekarza, co do którego miałam pewność, że jeśli nie pomoże, to przynajmniej nie zaszkodzi. Lekarz medycyny, owszem, dodatkowo antropozof.

Reszta później.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz