środa, 31 października 2007

Trudne rozmowy

Oczywiście z synem, tym starszym. Wyprowadził się. Na własne życzenie, bo nie może podobno na nas wszystkich patrzeć. Ciężkie to było do przełknięcia, i najwyraźniej nie przełknęłam jeszcze, bo na sam jego widok trafia mnie taki szlag, że mam czerwono przed oczami. Uczuciowa jestem. Decyzję "dorosłą" się podjęło, zapakowało plecak z rzeczami, i żegnaj, wredna rodzino, dajcie mi spokój święty, nie znam was.

Cóż, jak to w życiu, nic nie jest takie proste, jakby się wydawało. Poza najniezbędniejszymi rzeczami osobistymi, dziecko posiada również wiele innych, typu komputer, narty, reszta ciuchów, itd. I ta "reszta" zalega w charakterze pryzmy w jednym z naszych dwóch pokoi. Facet się "wyprowadził" , skutecznie uniemożliwiając korzystanie z wygospodarowanego w ten sposób miejsca, co przy trzech osobach stłoczonych w jednym pokoju robi sporą różnicę. Nie mam zamiaru tworzyć z mieszkania muzeum, poprosiłam o usunięcie eksponatów. Minęły trzy tygodnie, różnica owszem, jest, parę nowych pająków, trochę kurzu. Czyli raczej przybyło, niż ubyło. Wystąpiłam więc dziś stanowczo o uporządkowanie pokoju, i cóż się okazało? Że owszem, zabrałby, ale mam pomóc przy przenosinach, bo mam przecież samochód, a przewożenie autobusem zajęłoby tyyyle czasu...

CO powinam zrobić, gdybym była dobrym rodzicem? Zapomnieć o wściekłości, bo przecież krew z mojej krwi, dziecię ukochane potrzebuje pomocy? Czy też dać posmakować dorosłości, olewasz innych, więc licz się z tym, że i ciebie oleją? Zabieraj graty, i dowalaj autobusem?

I druga rzecz, jak nie zechce zabrać reszty rzeczy? Wyrzucić bez żalu? Czy omiatać czasem miotełką od kurzu, czekając na lepszą przyszłość?

Sama jestem ciekawa, co zrobię. Na razie na własnej skórze (i uczuciach) odczuwam pewne prawo, znane mi do tej pory tylko z fizyki, akcja wywołuje reakcję, i nie ma inaczej.     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz