wtorek, 12 lutego 2008

Walentynki

Idą walętynki. Świat się czerwieni.

Pomyślmy zatem.

1. Kwiaty.

No tak. Najprostsze rozwiązanie. Wiadomo, że czerwone, że róża, że kupimy nawet na stacji benzynowej. Trzeba wyłożyć parę złotych, wręczyć, parę słów zza celofanika, buziaczek, problem z głowy.

A teraz inny obrazek: piknik, łąka, spontanicznie zerwana i wręczona stokrotka, buziaczek, problemy z głowy...

2. Czekoladki.

Koniecznie z czerwonym serduszkiem. Patrzy kto, co jest w środku? A może są obrzydliwe, orzechowe na przykład? Albo pomarańczowe? Grunt, żeby to sreduszko, nieprawdaż. Do czekoladek zawsze można dołożyć życzenia, na przykład "i niech Ci się dieta uda".

3. Bielizna.

No, jakaż? Czerwonaż koronkoważ nieobszernaż. Taka głównie ze sznurka i kokardek. No przecież nie do chodzenia, ha, ha, ha.

Nie powiem, widziałam kilka interesujacych sztuk "bielizny". Niektóre i owszem, chciałabym widzieć w mojej szafie. Na pewno jednak mój mąż nie chciałby się nawet dowiedzieć, ile kosztują, bo ta trudna gałąź wiedzy mogłaby podciąć, że tak powiem, gałąź. Trwale.

4. Romantyczna kolacja. 

Niezła rzecz. Suuuper. Może nie akurat 14 lutego, bo bywa problem z miejscem. Niektórzy (w tym ja) cierpią na niestrawność, jak widzą odświętną, walentynkową czułość przy sąsiednich stolikach.

Ale kolacja, owszem, koniecznie z czerwonym winem.

5. Maskotka.

Buuuuueeeeee. A potem zdziwko, że kobiety czują się seksowne w piżamce w misie.

6. Perfumy.

O tak. Jak najbardziej. Nibyokazje na perfumy wielkiego wpływu nie mają, czerwoną kokardkę da się zdjąć, jak kto chce, a i serduszka takie bardziej dyskretne. No i wybierać ma facet podług upodobania... 

7. Biżuteria.

Jasssne. Zawsze mile widziana.

Nie chce mi się dalej kombinować, bo nie w gadżetach rzecz, Drodzy Państwo.

Zmysły.

To zmysły do czerwoności, a nie czerwień do utraty zmysłów.

Walentych życzę. Lub Walentynek, każdemu podług preferencji seksualnych.

Po głębokim namyśle uznałam, ze czerwony kolor nie jest taki zły. Byle gadżet był właściwy.

  

 

 

5 komentarzy:

  1. A ja bym tak chciała z okazji walentynek wszystko i jeszcze więcej:))))))

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie widzę przeciwwskazań.

    OdpowiedzUsuń
  3. Gadżet superwalentynkowy. To dopiero musi być uczucie.

    OdpowiedzUsuń
  4. No ba. Wyobraź to sobie. Ruszasz, za Tobą zostaje zrolowany asfalt, ale jedziesz wolniutko, nie więcej niż 60/h, tylko dlatego, żeby się rozkoszować świadomością, że mógłbyś i 300, ale akurat nie masz potrzeby...Jak się ponapawasz zazdrością w oczach przypadkowych widzów, lekko dociskasz, tak dla frajdy. Rzecz się dzieje oczywiście we Włoszech, bo tylko tam są odpowiednie drogi. Słońce świeci, leniwie więc zakładasz ciemne okulary, jedziesz...Właśnie. To dopiero musi być uczucie. Zakładam z góry, że właśnie ten rodzaj uczuć rozważamy?

    OdpowiedzUsuń
  5. Dostałam walentynkę. Kwiatka. Różę. Czerwoną. W celofanie. Z serduszkiem na listku. A gdzie Ferrari, pytam?

    OdpowiedzUsuń