Pragnienie zawiodło nas wieczorem na stację benzynową. Samochodzik zamówił benzynkę, mąż piwo a ja wino czerwone wytrawne. Zajęłam się pojeniem auta, wszak obowiązki związane z karmieniem i pojeniem należą do kobiet, mąż zajął się zakupami oraz płaceniem.
Jakież było moje zdziwienie, gdy moje czerwone wytrawne wino okazało się być różowym, półsłodkim Carlo Rossi?
- A co to? Nie było wytrawnego?
- Było, ale sprzedawca bardzo polecał, podobno pyszne i kobiety bardzo lubią. Mówił, że na pewno będzie Ci smakowało.
Zatkało mnie.
Piję wino od lat. Zawsze jest to wino wytrawne, lub bardzo wytrawne. Właściwie zawsze czerwone, białe zdarza mi się czasem przy upale. Od lat jestem również żoną mojego męża. Moim zdaniem miał wystarczająco wiele czasu i wiele hektolitrów, aby zorientować się w moich trunkopodobaniach. Wybudzony gwałtownie ze stuletniego snu pytaniem o żonine preferencje trunkowe odpowiedziałby prawidłowo. A tu taki myk.
Rzecz oczywiście polega na tym, że facet zawsze wie lepiej. Temat, jak widać, dowolny.
Jeżeli facet powiedział, że będzie mi smakowało, to na pewno wie lepiej, niż ja, niezdecydowana kobieta, której niewątpliwie tylko wydaje się, że wie, co lubi. Pierdolona solidarność jąder.
Wino jest paskudne. Mdłe, skundlone, bo ani to białe, ani czerwone. Do obiadu się nie nadaje, bo za słodkie, do deseru za mało słodkie.
Ale co ja mogę o tym wiedzieć? Chcecie przyzwiotej oceny, spytajcie sprzedawcy na stacji benzynowej.
Jesli chcesz zarobić kase wejdz na http://kasa-i-net.blog.onet.pl/
OdpowiedzUsuńPrzyznaję , doznałaś niebywałej traumy:) Mimo wszystko nieco podziwu dla Twojego męża mam. Sam , w życiu! nie odważyłbym się na taki ruch, aby bez pytania , uraczyć żonę nieznanym czymkolwiek. W ogóle , bez uzgodnień , nic bym nie raczył:)I nawet solidarność jąder niczego by, w moim przypadku, nie dała:)Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPrzeżycie traumatyczne, i owszem. Głównie dlatego, że nie mogłam natychmiast i odpowiednio zareagować (i odreagować), ponieważ mąż naprawdę chciał dobrze, uczciwie starał się (ach, to piekło i dobre chęci) sprawić mi przyjemność. Doceniłam intencje , zdusiłam w sobie żal, udało mi się nawet podziękować, choć zdławionym głosem. Cóż człowiek w końcu może poradzić na odruchy bezwarunkowe? Niemniej, bardzo popieram Twoje podejście do niespodzianek. Niespodzianka to bardzo fajna rzecz, pod warunkiem, że zostanie wcześniej uzgodniona.
OdpowiedzUsuńTakie wino zawsze mozna dolac do czegos... Na przyklad herbaty z pomarancza, brzoskwinia i innymi takimi. Do tego troche lodu i voilà! Lekko alkoholizowane cos ochladzajaco - pitnego;)
OdpowiedzUsuńI tak oto, całkiem słusznie zresztą, zostałam ukarana za nieprzystojne zacietrzewienie w błahej całkiem sprawie. Wcale, zupełnie i wogóle nie przyszło mi do głowy, że przecież mogę dodać do czegoś, co nawróci ten badziew na właściwy smak. Nawet mam na myśli takie jedno coś, z truskawkami i wogóle owocami. Będzie akurat na otrzeźwienie. Dzięki.
OdpowiedzUsuńwspaniale teksty!! napewno bede polecac tego bloga i umieszcze link na moim:) pozdrawiam i zapraszam na http://framboise87.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńA jakże, ja wino dolewam do wszystkiego. Zupy, mięsa, sałatki, Pycha!
OdpowiedzUsuńDolewam, czemu nie? Wytrawne dolewam. Ze słodkim jakoś nigdy nie eksperymentowałam. Słodkie do zupy dolewasz?
OdpowiedzUsuńRany, prawie się zarumieniłam. Dziękuję :)
OdpowiedzUsuńzależy jakiej. Ostatnio białe półwytrawne wylądowało w cebulowej :)))
OdpowiedzUsuńOj tam, Kochanie. Pamietaj, ze zawsze kiedy dostaniesz w lapki cos co zawiera alkohol, ale zupelnie nie podchodzi pod Twoje delikatne kubeczki smakowe mozesz napisac do Kurczusia i Kurczus znajdzie wyjscie z sytuacji :P
OdpowiedzUsuńHe, he, to nie delikatne kubeczki smakowe, tylko ciężar lat minionych. Zawiniły starania o właściwą oprawę osiemnastych urodzin. Miałam fajną klasę licealną, zapraszani byli wszyscy do wszystkich, co dało nam w ciągu roku ok. 30 imprez osiemnastkowych. "Dorosłym" ludziom trzeba było dostarczyć trunków, czysta przezroczysta nie wchodziła w grę, rodzice starali się o lżejsze trunki, czasy były trudne logistycznie, akurat wtedy w monopolowych królowało wino "HEROS". Wermut. Młodzi byliśmy, uczciwie staraliśmy się uczcić solenizanta kolejnymi toastami. Pierwszy był OK. Gdzieś przy drugim toaście zatykało dech w piersiach. Po trzecim łzy same płynęły z oczu. Czwarty był misson impossible. Wszyscy starali się urżnąć, nikt nie był w stanie. Od tamtej pory został mi wstręt do słodkich trunków, ze szczególnym uwzględnieniem wermutów. Poza tym, dlaczego mam pić nielubiane, skoro lubianych jest dosyć?
OdpowiedzUsuńHm. Hmmmmm. No, może...
OdpowiedzUsuńMialem na mysli nietrafione prezenty. Co do wermutow to jak pomieszac jedna czesc wermutu z dwoma czesciami toniku, dozucic cytrynki plasterek plus kupe lodu... Cacy na wakacyjne popoludnie:D
OdpowiedzUsuńWermut jest niepijalny, nawet rozcieńczony 1:10. Wiem, bo próbowałam. Z innymi nietrafionymi nie omieszkam się zgłosić:)
OdpowiedzUsuń