Jakieś takie zmieszane myśli mnie nachodzą. Na termat tolerancji i niezbywalnego prawa do popełniania błędów.
Nagle, pewnego strasznego dnia, okazuje się, że dziecko dorosło i chce być samodzielne. Gdy patrzy się na cudze dzieci- jest to oczywista oczywistość. Cudze dzieci dorastają stopniowo. Swoje- skokiem. Przecież pamiętam, jak uwierała mnie nadopiekuńczość rodziców, jak bolały telefony kontrolne w czasie imprezy, zakazy w imię bezpieczeństwa, uzurpowanie sobie praw do decydowania o moim życiu. Pamiętam znakomicie, a nie potrafię uniknąć reakcji, które doskonale psują wzajemne kontakty. Nie mam prawa wiedzieć lepiej, co jest dobre dla mojego dziecka, w końcu popełniłam niejeden błąd, a mimo to czuję się uprawniona do narzucania swojej woli i swojego zdania. Co gorsza, czynię to najzupełniej odruchowo, równie odruchowo, jak łapałam dwuletniego spadacza z lodówki.
- Im mocniej ściskam, tym bardziej wyślizguje mi się między palcami.
- To puść.
Łatwo powiedzieć. Ale się postaram.
Tego się nie uniknie niestety, to przypadłość pokoleniowa. Myślę, że wszyscy tak mają bez względu na rocznik. No chyba, że nie są zainteresowani rodziną. W pewnym momencie zaczynamy zachowywać się, jak nasi rodzice w tym wieku, kwestią jest tylko, czy i na ile jest to podobna reakcja. A dzieci cóż, wyfruwają i nic tego nie zmieni. Można być najlepszym rodzicem, ale pęd do samodzielności zawsze wygra.
OdpowiedzUsuńStraszne to. A nawet okrutne. Żeby takie porządne rzeczy jak odpowiedzialność, dojrzałość i przewidywanie pozbawiały jednocześnie ideałów i fantazji. Chyba tylko po to, żeby każde pokolenie miało swoje "ach, ta dzisiejsza młodzież" i "ekshumy duszą za gardło".
OdpowiedzUsuńMoja koleżanka na miesiąc przed maturą oświadczyła, że rzuca szkołę nie idzie na studia, tylko wychodzi za mąż. Jej wybrankiem był notabene absolwent zasadniczej szkoły zawodowej. Rodzice najpierw tłumaczyli, potem prosili, potem grozili, ale jak to nie poskutkowało, to tatuś wziął córeczkę (19 lat) przełożył przez kolano, i zaczął naiwaniać kablem od żelazka. Specjalnie wziął urlop i codziennie odprowadzał i przyprowadzał dziewczynę ze szkoły i przez cały miesiąc pilnował żeby się uczyła i żeby przypadkiem nie zwiała z domu. Koleżanka zdała maturę, potem dostała się na studia , a potem wyszła za swojego oblubieńca. Ten ją zostawił po 8 miesiącach. Koleżanka jest teraz 27 letnią rozwódką, ale ma również tytuł magistra i prowadzi własną firmę.
OdpowiedzUsuńCzyli co? Mam nie przeżywać i złoić skórę w razie potrzeby? (Mentalnie złoić oczywiście, fizycznie nie dałabym rady. Popatrz, nawet żeby w pysk dać musiałabym podskoczyć).
OdpowiedzUsuńOj, mozesz jedynie sugerowac bo "kazanie" sie nie trzyma glowy mlodego doroslego.
OdpowiedzUsuńTo znaczy, że tak. 18 - 19 lat to okres fizjologicznej głupoty i większość ludzi jest dojrzała jedynie na papierze. Swoboda? Pewnie. Samodzielność? Jasne.Ale rodzicem póki co jeszcze być nie przestałaś i jeśli synek robi głupoty masz prawo (obowiązek) go naprostować.
OdpowiedzUsuńNo i właśnie nad tym sugerowaniem pracuję. Ciężko pracuję, bo co i rusz mi się z piersi rwie jakieś szczere do bólu "zmień tą koszulę, chłopie, bo wyglądasz jak cio.ta". Która to sugestia powoduje, że synek nie zdejmuje tej koszuli przez następne pół roku...Przydałby mi się rzecznik, taki, co to tłumaczyłby, co chciałam powiedzieć przez to, co powiedziałam.
OdpowiedzUsuńO rrrany, ci.ota to brzydkie słowo!
OdpowiedzUsuńPięknie powiedziane (ujęła mnie zwłaszcza ta fizjologiczna głupota). Jeden jest problem- skąd mam wiedzieć, czy to, co ja uznam za głupotę, nie okaże się pomysłem życia? Mojej siostrze rodzice wybili z głowy np. studiowanie arabistyki, a gdyby się nie wtrącili- dziś byłaby ustawiona. Ja na złość nadmiernie pilnującym rodzicom zaszłam w ciążę...Czyli sposób postępowania trzeba dostosować do konkretnej sztuki, którą mamy na stanie. A ta akurat sztuka nie jest z mydła, ino z granitu. Najdrobniejsza rzecz, aby była przyjęta, musi wyglądać tak, jakby była osobiście wymyślona. Jak już umiejetnie podsunę co trzeba, muszę uważać i chwalić oszczędnie, z przymusem, żeby nie wyglądało, że popieram. No. Wystarczy chandry czas, żeby mi się nie chciało, i diabli biorą miesięczną, a czasem i roczną ciężką pracę. I właśnie wtedy najpierw długo wrzeszczę (wyładowuję oczywiście frustracje spowodowane fiaskiem misji), a na koniec mówię- jesteś dorosły, decyzją podejmiesz sam, pamiętaj tylko, że srasz do swojego ogródka. Gdybym to powiedziała ten miesiąc wcześniej...I bez awantury...
OdpowiedzUsuńI jest szczęśliwa
OdpowiedzUsuńMozesz mnie zatrudnic. Placa + wydatki i jestem Twoj. Na wycieraczce;)
OdpowiedzUsuńWydaje Ci sie:]
OdpowiedzUsuńNie wydaje mi się. Cenzor oprotestował.
OdpowiedzUsuńPowiedz cenzorowi zeby sie...
OdpowiedzUsuń