wtorek, 26 sierpnia 2008

Fryzurze na urodę

Pewnego dnia znudził mi się mój naturalny, mysi kolor włosów. Szampon koloryzujący w kolorze złoty kasztan, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, przemienił mi kolor futra na rudy. Niech będzie, że kasztanowy. Twarzowy kolor, szybko się przyzwyczaiłam, trzeba było tylko co jakiś czas powtarzać śmierdzącą procedurę. 

No to do sklepu, szamponik "złoty kasztan" raz... nie ma szamponiku w tym odcieniu. Przykre. Jest za to farba, "brąz". Mogłaby być, brąz to przyjemny kolor, zmiany w wizerunku są pożądane. Kupiłam.

W zaciszu własnej łazienki dokonałam stosownych manipulacji, odczekałam pół godziny, zmyłam smroda z włosów i stanęłam przed lustrem.

Kurwa.

Czarne. O kurwa, jakie czarne!

Przy mojej blond karnacji efekt był nieprawdopodobny. Następnego dnia miałam poważną rozmowę w sprawie pracy. Niedoszły pracodawca spojrzał, zachłysnął się, i przeprosił za fatygę, bo podobnież postanowił nie zwalniać obecnego pracownika.

Rzuciłam się do książek: opracowań naukowych, poradników babci Aliny, encyklopedii, wszystkiego, co traktowało o włosach. Pominęłam tylko Anię z Zielonego Wzgórza, bo obcięcie na łyso nie wchodziło w grę. Nie znalazłam żadnej cudownej rady w stylu: idź do sklepu, kup odbarwiacz, spróbuj z inną farbą. Łatwe metody jakoś nigdy nie miały do mnie dostępu. Znalazłam natomiast (w kalendarzu kuchennym ze zrywanymi kartkami) opis rozmaitych skutków zastosowania oleju rycynowego. Że podobno nie tylko do wnętrza można stosować, bo jak się potraktuje olejem np. rzęsy i brwi, to one ciemnieją, gęstnieją, pięknieją, oczyszczają się i są cud urody. Tylko trzeba systematycznie i długo. Niby nie z rzęsami miałam problem, ale włosy to włosy, co mi szkodziło spróbować.

Nabyłam buteleczkę eliksiru.

Wylać na głowę... nie da się, "płyn" przywarł do butelki. No to kubek z ciepłą wodą, butelka do kubka, pięć minut i gotowe.

Wylało się i przywarło do włosów w jednym miejscu, tłuste, śmierdzące i lepkie. Umyłam włosy, żeby się pozbyć paskudztwa. Z włosów spłynęła czarna struga. Hurrra, schodzi!

Uwaga, podaję wypróbowany sposób:

Miseczka z ciepłą wodą, na miseczkę talerzyk (żeby się ładnie podgrzewał od spodu), na talerzyk olej, przełamać obrzydzenie,  zamoczyć czubki palców w oleju, wmasować w mokre, świeżo umyte włosy. Zostawić na pół godziny, przyłożyć się do zmywania.

Nie bardzo chce się toto odczepić od włosów, czasem trzeba było myć z mozołem trzy razy (w zależności od użytego szamponu). Mnie to akurat pasowało, bo czarne spływało szybciej.

W poradniku babci Aliny znalazłam cudowną informację- rumianek rozjaśnia włosy! No, przecież o rozjaśnienie chodzi! Zaparzyłam pół paczki z fusami, napar na łeb, zawinąć w torebkę foliową (żeby za szybko nie schło), zostawić na pół godziny.

Przez dwa tygodnie stosowałam na zmianę- jednego dnia rycyna, drugiego rumianek. Czarne na włosach zrobiło się czarno- brązowe. Odpuściłam trochę, bo codzienne szarpanie się z włosami jest uciążliwe i czasochłonne. Przeszłam na dwa razy w tygodniu, raz olej, raz rumianek. Po dwóch miesiącach odpuściłam całkiem, bo kudły ładnie zbrązowiały.

Nic by w tym nie było nadzwyczajnego, gdyby nie efekty moich działań.  A były one nadzwyczajne, co więcej, długofalowe.

Nowo rosnące włosy zrobiły się wyraźnie gęściejsze, mocniejsze, grubsze, oraz naturalnie ciemne. Stare włosy zyskały piękny połysk, żadnego rozdwajania, wyłażenia przez- uwaga- dwa następne lata, pomimo farbowania. Przypadkiem zafundowałam fryzurze zupełnie nową, lepszą jakość.

Nie da się ukryć, że potrzebna jest desperacja, żeby zdecydować się na podobne zabiegi. Bo:

- ciężko zmyć rycynę z włosów, maże się.

- lekki zapach zostaje we włosach, może to być przykre zwłaszcza w spoconych chwilach.

- mycie głowy z maseczką trwa ok dwóch godzin, ciężko zdążyć o poranku przed pracą.

- jednorazowy zabieg nie wystarcza, trzeba się nastawić na długofalowe działania.

- nie wiem, czy można pominąć rumianek, wydaje mi się, że nie, więc dochodzi zapach rumianku do zaakceptowania.

Lato się kończy, dzień skraca, można będzie wykorzystać długie wieczory na zrobienie włosom dobrze. Możnaby, oczywiście oddać się innym wieczornym rozrywkom, ale w tym przypadku nie liczyłabym na poprawę kondycji fryzury.

11 komentarzy:

  1. Wczoraj moje włosy odbyły pierwszą kąpiel w rumianku :) Co prawda nie widzę różnicy, ale bardzo lubię ten zapach. Łykam też skrzyp i kupiłam w aptece specjalny szampon z olejkami, do włosów bardzo zniszczonych. Są już gęste, może nawet za gęste. Oprócz tego, w bardzo widoczny sposób odrastaja mi wypadnięte włosy. Tzn fajnie że odrastają, niemniej mają one tendencję do elektryzownia się i stawania dęba, także non stop mam na głowie drobnego irokeza :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha, tak samo miałam :) Śmiesznie wyglada, zwłaszcza pod światło. Wypisz, wymaluj, aureola! Swoją drogą, włosy to fajny wynalazek. Jakiej by im właściciel krzywdy nie zrobił- dadzą się przeprosić i rosną od nowa.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kobiety zawsze znajdą sobie fajne hobby. P.S. Płytki w drodze, co prawda bez okładek, tylko w kopertach, (sorry) ale za to z opisem.

    OdpowiedzUsuń
  4. A tam, hobby. Konieczność spowodowana próżnością. Czekam w takim razie na płytki (? więcej niż jedna?) i już się cieszę. Dzięki :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak jest rycyna po makaroniarsku, bo Kurczak wrocil na export i do apteki ma daleko...

    OdpowiedzUsuń
  6. Po łacinie jest Oleum Ricini, a makaroniarski z łaciną przynajmniej terytorialnie ma sporo wspólnego. Zamierzasz spróbować? Jeśli tak, to dostaniesz bonusa: ciepły olej bardzo dobrze działa na paznokcie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej, to jest dopiero fajnie napisany tekst. Ubawiłam się, pięknie. A teraz poważnie: podziwiam ten zapał pod auspicjami babci Aliny! Ja tam, kiedy mi kolor za ciemny się jawi, rozjaśniam morderczo a ekspresowo (toteż rumianek szans większych nie ma), by zaraz potem zabarwić biedactwa na nieco mniej hardkorowy odcień. Eksperymentuję tak od dobrych 10 lat, średnio co trzy miesiące. Przy krótkich to jakoś idzie, jednak coraz mi bliżej do drogiej Ani... tyle, że nie wiem na pewno, czy zniosę "mysi polski", który mi raczy odrastać :).

    OdpowiedzUsuń
  8. To pewnie dlatego, że Auspicje leżą niedaleko Krakowa ( http://web.pertus.com.pl/~mysza/bromba/gzdacz.html ). Tobie też odrasta mysi? Popatrz, nie da się przestać farbować. Jakiś spisek normalnie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Znam Brombę, znam :). To jedna z moich ulubionych lektur "od zawsze". A Gżdacz i Pciuch to ulubieni z galerii typków :).A niech tam, farbujemy i już. Przynajmniej nie zauważymy siwych!

    OdpowiedzUsuń
  10. Jest optymistycznego w tym, że siwy się nas nie ima. Wiecznie młode może nie, ale wiecznie nie stare...

    OdpowiedzUsuń
  11. Interesująca notka :) Bardzo spodobał mi się Twój blog! Będę wpadała częściej! Jeśli szukasz czegoś o przedłużaniu włosów, porad na temat włosów, to zajrzyj tutaj www.przedluzaniewlosow.com - znalazłam tę stronkę w sieci, jest naprawdę przydatna :)

    OdpowiedzUsuń