piątek, 27 lutego 2009

Stirlitz pomyślał. Spodobało mu się. Pomyślał jeszcze raz.

Zaczęło się od choroby. Gdy człowiek po kilku zdrowych latach porządnie się rozłoży, efekty mogą być zaskakujące. Tym, którzy gorączkują równie często, jak ja, przypominam, że oprócz fal grobowego zimna i piekielnego gorąca występuje taki np. światłowstręt, czyli :

- nie da się oglądać telewizji, bo razi, a poza tym miga i mruga, czyli krzywdzi.

- komputera nie da się użytkować tym bardziej, bo do dolegliwości telewizyjnych dochodzi konieczność utrzymania się na krześle.

- czytać się nie da, bo kartki są białe i kumulują światło.

Zostaje leżenie. Leżenie i myślenie. Taaaak. Wyraźnie sobie uświadomiłam, że myślenie nie przydarza mi się zbyt często. Nie mówię tu o kombinowaniu w stylu co na obiad, jakie zakupy, co z lekcjami, gdzie na wakacje, którędy do domu i czy zdążę z robotą. Szum codzienności został skutecznie wytłumiony, z nudów mózg się zaktywizował. Od czegoś trzeba było zacząć, coś łatwego na początek, żeby zwoje się nie przegrzały. Obrabianie znajomym tyłków, o, tego było mi trzeba, w myślach można, bo nikt się nie dowie i zachowam opinię osoby nieobrabiającej :)

Weźmy taką Jolkę. Dużo gada, każdemu co innego, nikomu prawdy. Córkę namawia do nadużywania bliźnich... Zaraz, coś było. Acha, narty. Pożyczyły i nie oddały, ile to już lat? Osiem. Co to za deski były? Warto się upomnieć? Warto, wszak Kuba akurat do nich dorasta, a zima dopisała. Ale czy warto walczyć o rupiecie? Rupiecie? Deski używane przez dwa sezony, buty jeden sezon, nówki prawie. Nadały by się do nauki. Poza tym, co to za zwyczaje, jak się pożycza, trzeba oddać.

- Cześć. Słuchaj, pożyczałaś dla Oli osiem lat temu narty. Takie czerwone, metr czterdzieści. I buty do nich, wysokie, żółte, z czarnymi klamrami, rozmiar trzydzieści dziewięć (proszę, ile szczegółów mózg wygrzebał z nicości? Być może ze względu na oczojebne połączenie barw :) Na ferie jechała do Rabki, z Łukaszem i Grześkiem. No, w każdym razie oddaj, bo będą potrzebne.- Byłam z siebie naprawdę dumna, z kilku powodów. Upomniałam się o swoje, co nie przychodzi mi łatwo, zadbałam o mienie, co wogóle mi nie przychodzi, skombinowałam darmowy sprzęt dla dziecka, odszukałam w mózgu tyle pożytecznych informacji sprzed początku świata.

- Co???? Jakie narty???? Nie pożyczałam żadnych nart.- O, moja droga, źle trafiłaś. Tym razem przygotowałam się do rozmowy, nie dam się zbyć byle czym.- Spytaj Oli, na pewno będzie pamiętać. Poszukaj w piwnicy, pewnie gdzieś stoją w ciemnym kącie.

- Acha, wiem, ja wtedy jechałam do Niemiec, a Ola na te ferie. Ale ja nie wiem, nie widziałam ich na oczy, Grzesiek je zabrał od ciebie bezpośrednio, a po feriach, jak przywoził Olę, obiecał, że ci odda. Ja ich na pewno nie mam.- Ostatnie zdanie zawierało dawkę cykuty.

Grzesiek. Były sąsiad. Została się po nim żona, znana z "zagospodarowywania".

- Cześć. Dawno, dawno temu zabieraliście Olę na ferie. Razem z Olą były narty, które podobno mieliście mi oddać. To poproszę teraz, bo są mi potrzebne.

- Narty????? Jakie narty???? Nic nie wiem o żadnych nartach.

- Pomyśl chwilę, to nie pudełko zapałek, żeby przypadkiem wpadły pod fotel i tam sobie spokojnie leżały osiem lat. Czerwone były, z żółtymi butami, narty miały nalepkę, która nie chciała się zmyć, czarna taka. Poszukaj, pewnie stoją gdzieś w piwnicy.

- Nie, niemożliwe. Poszukam, ale na pewno nie ma.

Coś brzdękło i pękło. Prawdopodobnie była to moja cierpliwość i dobra wola.

Jak to? Tak pięknie udało mi się wygrzebać w mózgu pożyteczną informację, i miałoby się zmarnować? Zaraz zaraz, coś było. Obrus w kwiatki na 12 osób.

- Jola? Szukasz nart? To przy okazji poszukaj jeszcze białego obrusa, pożyczałam ci na bal karnawałowy. Trzy lata temu.

- Jaki obrus????? Przecież ci oddałam!

- Nie oddałaś, nie upominałabym się, gdybyś oddała. Poszukaj, na pewno jest u ciebie.

- Ula? Szukasz nart? Przy okazji poszukaj litrowego stalowego termosa, pożyczałaś rok temu.

- Jolka? szukasz nart i obrusa? Poszukaj przy okazji czarnej sukienki, pozyczałam ci na sylwestra dwa lata temu.

- Ula? szukasz nart i termosa? Spójrz przy okazji na półkę z książkami i do szafki z naczyniami, brakuje mi paru pozycji.

Minęły dwa tygodnie. Wykonałam szybki rachunek zysków i strat.

Zyski- lekki kac moralny.

Straty- dwie koleżanki.

Myślenie szkodzi, CBDU.

18 komentarzy:

  1. noooo...ale nart i tak szkoda...może bardziej niż "koleżanek"

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobry zwyczaj, nie pozyczaj:) I nie zapominaj, bo Kurczak juz trzeci rok odbiera pudelko z kasetami... Byly tam dwie BEZCENNE...

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Jaśminkowa2 marca 2009 09:49

    Narty to tylko rzecz. Wolę ludzi :) Nie dopilnowałam o czasie. Co do koleżanek- każdy ma jakieś wady, gdybym szukała ideałów, nie byłoby z kim pogadać w wolny wieczór.

    OdpowiedzUsuń
  4. ~Jaśminkowa2 marca 2009 09:53

    O, to to właśnie. Nie zapominaj... Z tym nie pożyczaj jest gorzej, bo jak Ty nie pożyczysz, nie pożyczą Tobie. A w maju komunia, potrzebne będą naczynia, krzesła, sztućce- bez pożyczek byłyby papierowe tacki i plastikowe widelce :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Znam ten ból. Na zwroty czekam po kilka lat, najczęściej słyszę - przecież nie zginie.

    OdpowiedzUsuń
  6. ~Jaśminkowa2 marca 2009 12:49

    Nie daj się nabrać na "przecież nie zginie". Właśnie zginie, co najmniej w mroku niepamięci. Przykre to, ale ludzie nie dbają o pożyczone rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
  7. A co zlego w plastikach? Jak pogoda dopisze mozna zrobic komunijnego grilla:P (wiem, wiem - 666;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Za pokwitowaniem ich :)Ja straciłem w opisywany przez Ciebie sposób dziesiątki książek, kaset, płyt.Takie duże rzeczy jak namioty też ginęły, niebywałe.

    OdpowiedzUsuń
  9. To nie będzie wizyta, a wizytacja, czyli niezbędny będzie kotlet schabowy panierowany. Spróbuj upitolić ści.erwo plastikowym nożem.

    OdpowiedzUsuń
  10. ~Jaśminkowa3 marca 2009 09:50

    Najlepsze jest to, że nie pożycza się byle komu. Mam sąsiadkę, starą pijaczkę. Przychodzi czasem pożyczyć złotówkę "na bułkę". Spisuje sobie te pożyczone złotówki i przy pierwszych otrzymanych pieniądzach biega z kartką i skrupulatnie wszystkim oddaje. Natomiast znajomi nie mają takiego przymusu wewnętrznego, bo przecież wiadomo, że nie zginie. Przy następnych porządkach muszę sprawdzić, czy na moich półkach jakieś obce ciała się nie znalazły :)

    OdpowiedzUsuń
  11. ~wielorybnik3 marca 2009 22:23

    I tak zazdroszczę, bo ja się absolutnie nie umiem upominać o swoje... Jakaś skaza genetyczna, czy co..???Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. ~Jaśminkowa4 marca 2009 09:15

    Tutaj tłumaczy mnie gorączka bliska 39 stopniom :) Tak normalnie też nie umiem. Na razie mam mocne postanowienie upominania się na bieżąco w razie czego, bo na bieżąco ludzie nie mają za złe, natomiast upominanie się po kilku latach jest stanowczo nie w porządku. Po latach użytkowania uznajesz rzecz za swoją i ciężko Ci się z nią rozstać.

    OdpowiedzUsuń
  13. ~wielorybnik5 marca 2009 21:23

    A przypomniało mi się, jak kiedyś pożyczyłem jednej znajomej foremkę do ciasta. Po jakimś czasie podróż śladami foremki dałoby się porównać z wyprawami Tony'ego Halika, tyle biedaczka przeszła... :))) Nie odzyskałem do dzisiaj, ostatnio widziano ją ponoć w Barcelonie... :)))

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja mam tak zajęta pamięć tym , co ja komu, że nie ma miejsca na to co kto mi. Cieszę się , że przesyłka się podobała (mam nadzieję):)

    OdpowiedzUsuń
  15. No i o to chodzi, żeby pamiętać, a nie żeby się wypierać. Przecież nie urwałabym łeba za to, że nie można oddać, jednak liczyłam na współpracę, jeśli chodzi o przypominanie sobie, u kogo aktualnie zdajdują się moje rzeczy. Przesyłka ucieszyła, co więcej, skłoniła do myślenia, ostrożnego co prawda, bo już wiem, że myślenie szkodzi.

    OdpowiedzUsuń
  16. Twoją foremkę do ciasta???? Pieczesz? Podziwiam z całego serca :) Przy następnych wypiekach- pożycz od znajomych, jak prześledziłeś losy foremki, to parę osób wytypujesz :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Czas na nowy wpis...

    OdpowiedzUsuń
  18. Będzie, będzie. Teraz mam już prawdziwy, działający komputer z prawdziwym, działającym internetem, więc będzie:) Chyba, że znowu zapeszę i się spiernoli.

    OdpowiedzUsuń