niedziela, 27 września 2009

Smutne wnioski

Teraz mogę się przyznać, co było powodem dzikiego, chaotycznego, potwornie męczącego i ogłupiajacego pędu przez Polskę.

To:

 

Wiatrak. Stawa Młyny. Chciałam zobaczyć i zrobić zdjęcie z przodu.

 

Wracając, zajrzeliśmy do Fortu Anioła. Fort- wiadomo. Panowie pobiegli penetrować, a ja usiadłam na ławeczce i wsłuchałam się w muzykę. Jakże znaną, ckliwą i sentymentalną, jakże odległą i zupełnie nie na miejscu. 

Bieszczadzką.

Nie powinno się robić takich rzeczy. Nad morzem- wyłącznie szanty. A to dlatego, że pokreconym przypadkiem może trafić nad morze miłośniczka gór. Która nagle, z całą, bezlitosną ostrością uświadamia sobie, że zmarnowała wakacje. Po co, dlaczego, jakim chorym przypadkiem wyrzekłam się dwóch tygodni wędrówek, mgiełek porannych i wieczornych, gapienia się w gwiazdy, wsłuchiwania w szum drzew, pieczenia ziemniaków i jabłek, ogniska, które nigdzie nie jest takie? 

To nie były fajne wakacje. Boję się listopada, obawiam się zimy. Nie jestem przygotowana, brak zapasów w spiżarni. Jedyna pozytywna myśl, której kurczowo się trzymam, to ta, że będzie pod górkę, a ja naprawdę naprawdę lubię góry.

6 komentarzy:

  1. Mam nadzieję, że ta opinia o wakacjach, to jednak prowokacja i naprawdę jesteś zadowolona.Co do jednego się zgadzam: morze, to tylko dużo wody, a góry , no cóż ... nie do opowiedzenia. Chociaż nigdy nie wędrowałem po nich tak, jak Ty opisujesz, wolę patrzeć z podnóża na szczyty, niż na nużyć się pustką bezkresu morza.Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Płacę frycowe za wewnętrzne przekonanie, że w ogródku ... Płacę frycowe za wewnętrzne przekonanie, że w ogródku sąsiada trawa jest bardziej zielona. Otóż nie jest. Kropka. Po tylu latach bieganiny zrozumiałam, że dom to nie budynek, w którym przypadkiem się mieszka. Prawdziwy dom nosi się w sobie i jest tam, gdzie w sercu i duszy pojawia się ciepło, spokój i uczucie, że jest się u siebie. Czyli powinnam szukać w sobie, a nie w świecie. No i znalazłam, z jednej strony wiedzę, z drugiej poczucie dramatycznej straty czasu. Hehe, co nas nie zabije...Spoko, pozbieram się. Choć morze/może nie tak zaraz :) Ale do rzeczy. W górach- jestem w domu. Nad morzem- nie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Niewątpliwie coś jest w Twoim stwierdzeniu o tym domu który mieszka w nas, że tak powiem odwracając relacje. Z drugiej strony chyba miałaś/masz trochę błędne nastawienie. Z mojego punktu widzenia, gdy (kiedyś dawno temu) opuszczałem swoje miejsce - dom, to nie szukałem tego, co chciałbym mieć w swoim otoczeniu, lecz tego, czego w nim nigdy mieć bym nie chciał, ale przyjrzeć się, poznać, tak, To pewnie była zwykłą ciekawość, wścibstwo nawet. Dzisiaj nie czuję już zewu nieznanych krajobrazów , tęsknoty do pięknych miejsc, czy urokliwych aur.Jedynie ludzie wciąż wywołują we mnie głód - głód poznawania. Ale nie w sensie kultury, obyczajów, czy ich wierzeń. Nie, takiego zwykłego poznawania osobistego, żeby można, mijając się w drodze zawołać: Cześć stara/stary! Jak dobrze, że Ci dobrze, bo tego wszak życzy się znajomym:)Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. O, zdecydowanie, ciekawość jest potężną siłą napędową. Ludzi, tak, też lubię. Przy kawie, przy piwie, czy przy komputerze :) Są nieprzewidywalni, i to jest fajne.

    OdpowiedzUsuń
  5. mnie zima w tym roku nie straszna...zapas drewna za domem, w szafkach chyba z 500 słoików, ziemniaki kupione, zaraz będzie kiszenie kapusty, świnia ubita i jak to na wsi...wieczory zapadają szybciej niż w mieście....

    OdpowiedzUsuń
  6. Zaraz, zaraz, czyżbyś sugerowała, że szybko zapadające wieczory wpływają na poprawę samopoczucia? Nie, żebym nie umiała sobie zorganizować zajęć na wieczór, ale jednak dłuuugie wieczory działają "dosyć" niekorzystnie na mój dobry nastrój. Nawet otwarcie puszki ze słońcem i zapachem morza nie wystarcza :)

    OdpowiedzUsuń