sobota, 14 listopada 2009

Z poradnika Babci Jaśminkowej

Pół roku temu, nieco przed spodziewaną wielką imprezą rodzinną udałam się do Pana Doktora.
- Pomocy! Komunia za pasem, nadmiar prac w zasięgu wzroku, a ja niezdolnam! Nie mam siły, nie mam chęci, niczego nie mam!

Zasępił się dobry Doktor. Fakt, ciężko mnie leczyć. Lekarstwa mnie brzydzą, a zapału do przyjmowania koniecznych specyfików starcza mi zazwyczaj na trzy dni.
- Dam pani zioła.
Ach. Zioła. Już wiedziałam, że nic z tego nie będzie.
Pan Doktor też wiedział.
- Proszę parzyć do trzech termosów, dla pani, dla syna, on ciągle ma jakiś problem z przewodem pokarmowym, oraz dla męża, na nerwy.

Proszę, jak ładnie rąbnął w moje, niech to szlag, poczucie obowiązku. Przyjaciel, psiakrew. Skubany, wiedział, że dla siebie nie będę parzyć, bo generalnie stan własnego zdrowia zwisa mi i powiewa (dopóki nic nie boli), ale dla dziecka z dziarskim hej ho pędem biorę się do najczarniejszych robót.
- Jak to? Taka mieszanka do wszystkiego, czyli do niczego?- to nieśmiała próba obrony.
- Spokojnie. Proszę potraktować mieszankę jak zwykłą herbatę. Chce się pić? Zioła. Zimno- zioła na rozgrzewkę. Nie muszą być mocne, byle jeden termos w ciągu dnia opróżnić. Po łyku, po pół szklanki, dacie radę.

Rzeczywiście, daliśmy radę. Po połowie roku mogę spokojnie napisać o widocznych efektach kuracji.


Zaczęłam świetnie sypiać. Od złożenia głowy na poduszce do dźwięku porannego budzika- sen. Nieprzerwany, spokojny, odprężający i ożywczy. Ten temat są w stanie zrozumieć wyłącznie ludzie, którzy jakieś problemy ze spaniem mają. Dziecko nocą wskakuje mi na głowę- spoko, ciągle śpię. Zresztą, dziecko na tych samych ziołach :) śpi przeważnie u siebie :) Telefon dzwoni- uchylam jedną powiekę, rzucam ciężkie słowo i odpływam. Wypiję zbyt późno kawę- luzik, usypiam w locie. Jednego trzeba bardzo pilnować, mianowicie przestrzegania właściwej ilości godzin snu, bo inaczej poranna pobudka stanowi mission impossible.

 Schudłam trzy kilo. Przy mojej Wadze- to niewiele. Ale gdy dodam, że  uparta niedoczynność tarczycy powodowała od lat ruch wskazówki wagi wyłącznie w górę- to te trzy kilogramy są naprawdę rewolucyjne.


Przestałam się niepotrzebnie napinać. Zadziałał prawdopodobnie uspokajający element. Ma wady i zalety, oczywiście. Tumiwisizm króluje :) 


Najważniejsza jednakowoż rzecz dała się zauważyć wczoraj wieczorem.
Zasiedliśmy do rozmów przy winie. Przy trzeciej butelce zaniepokoiłam się nieco. Substytut? Sok? Po wlaniu w siebie flaszki wina szumy w głowie ZAWSZE były. A tu nic. Spisek? Otóż nic z tych rzeczy. Koleżanka, jak zwykle, chichotała, kolega miał, jak się należy, szklane oczka, tylko ja- nic.
Wątroba, drodzy państwo. Zioła pomogły na wątrobę!

Być może zdradzam jakieś straszne tajemnice i narażam się za zemstę koncernów farmaceutycznych, ale...

Arcydzięgiel korzeń, babka lancetowata, kwiat bzu czarnego, kwiat bławatka, kwiat bratka, liść brzozy, tysiącznik ziele, cykoria podróżnik, dymnica pospolita ziele, jaskółcze ziele,  owoc głogu, kwiat kasztanowca, owoc kminku, dziurawiec ziele, krwawnik, lubczyk, liść melisy, mniszek lekarski, nagietek kwiat, kłącze perzu, pokrzywa liść, rdest ptasi ziele, rozmaryn liść, szałwia ziele, tymianek ziele, kora wierzby, tasznik ziele, morszczyn plecha.

Koszt- ok 100 zł.

Wsypujemy do dużej, papierowej torby pozostałej po zakupach w proekologicznym markecie, mieszamy. Nalewamy stosowną ilość zimnej wody (litr na łebka) do gara, wsypujemy zioła, łyżkę stołową na litr wody. Gar przykryć, podgrzewać na małym ogniu, aż do zagotowania. Po zagotowaniu wyłączyć, zostawić pod przykryciem 5-10 minut. Przecedzić do termosów. Spożyć. Książki zielarskie twierdzą, że zioła można pić najwyżej przez trzy miesiące. Pan Doktor uważa, że ta mieszanina zawiera tyle różności, że bez szkody można używać nawet do końca życia. Podana wyżej porcja starcza na ok trzy miesiące, po trzy łyżki dziennie.

Podstawą sukcesu jest dobra organizacja pracy. Zwlekam rano zwłoki z łóżka, idę prosto do kuchni, gdzie nastawiam zioła, które na małym ogniu dochodzą przez następne pół godziny. Ja w tym czasie odwalam mycie, ubieranie, przygotowywanie śniadania. Zaparzone i odstane zioła wlewam do termosów,zabieram termos do pracy i popijam, kiedy sobie przypomnę.
Pyszne nie są, ale do przeżycia. Po trzech tygodniach człowiek się przyzwyczaja, i pije bez obrzydzenia. Smacznego i na zdrowie.

 

Acha, na energię nie zadziałało. W tajemnicy przed Doktorem dołożyłam końską dawę magnezu- iiiii hooopla- żyjemy!

8 komentarzy:

  1. ooo...na spanie jakoś rodzinnie nie narzekamy...ulubiona pora 21:30 do 6:00 rano...chyba , ze koty, ale wstaję wypuszczam na bosaka i z zamkniętymi oczami...a dietę nową zapodał ostatnio ARTUR ANDRUS....na antenie trójki ogłosił, że ma nową dietę cud... "cud będzie jak schudnie..".he,he...bardzo lubię tego goscia...

    OdpowiedzUsuń
  2. Andrus jest najlepszy! Bezdyskusyjnie. Dla mnie spanie to wyjątkowo drażliwy temat. Muszę wstać o 6.00, czyli, żeby się wyspać, powinnam kłaść się z kurami. Niestety, rzadko kiedy udaje mi się przed północą. Zresztą, wcale nie niestety. Uwielbiam błogi spokój, kiedy reszta rodziny już śpi, a ja mam luz. Czasem nie zdążyłam się położyć, a Kuba już zdążył przywędrować. Czyli zamiast snu- 10 gwałtownych pobudek i 10 prób ponownego uśnięcia. Cuda, których dokonywałam, żeby rano wstać do pracy...Szkoda gadać. Grunt, że to przeszłość :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zioła lubię. Nie w sensie lekarstwa, ale w sensie smaku. Taki już dziwny jestem, no trudno, być może fakt, że mamusia od dziecka mnie przyzwyczajała ma tutaj pewne znaczenie. Zawsze się dziwiłem, że ludziska się krzywią, jak mają się napić naparu z dziurawca, czy innej pokrzywy. Dla mnie to miód, nektar i ambrozja w jednym. De gustibus... W każdym razie przepis wyżej podany spisuję i zaczynam stosować od jutra na odpowiedzialność reklamodawcy, hihi... Jak nie schudnę, to obciążę kosztami :)))Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Spoko, jak nie schudniesz- płacę. Będę musiała przyoszczędzić na jedzeniu, więc może ja schudnę :)Ludzie nie lubią ziół, bo trzeba pić "na gorzko", a niektórym słabo wchodzi napój bez kilku łyżeczek cukru. Kwestia przyzwyczajenia. Co prawda, są zioła o trudnym smaku, nie pamietam, co piłam (pałęta mi się rdest ostro-gorzki), ale mówię ci, pożar w gębie. Trudne doświadczenie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki za przepis. Chętnie skorzystam, bo nie boję się ziół. Wierzę też w medycynę naturalną, która przynosi znacznie mniej szkody niż tradycyjna (najwyżej nie pomaga). Będę meldować o postępach w działaniu. Pozdrawiam serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj, to nie całkiem tak. Ziołolecznictwo jest super, owszem, ale trzeba mieć trochę wiedzy, bo zioła potrafią zaszkodzić, i to bardzo. W naszych sklepach te trudniejsze zioła raczej nie są dostępne, ale naprawdę, trzeba BARDZO uważać. Te polecane przeze mnie są miłe, łagodne, przyjazne i sympatyczne, owszem. Ale stwierdzenie, że zioła nie szkodzą, cóż, z tym się zgodzić nie mogę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Pewnie tak, masz rację. Ja jednak korzystam ze sprawdzonych przepisów. Jeśli zauważam u siebie jakieś niekorzystne działania, to rezygnuję z kuracji. Jednak porównując działanie ziół z działaniami niepożądanymi lub skutkami ubocznymi lekarstw tradycyjnych, to i tak zioła wypadają znacznie lepiej. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak mi się przypomniało, zupełnie bez zwiazku zresztą.Próbowałam kiedyś urozmaicić menu dziecka. Do porannej porcji zupy dolewałam łyżkę świeżego soku z marchewki. Sok był wyciskany za pomocą sokowirówki, ciężko było uzyskać precyzyjnie pożądaną ilość. Zawsze wychodziło więcej. Nadmiary wypijałam, ze smakiem, na czczo, bo rzecz działa się o wczesnym poranku, ok pół szklanki świeżego soku. Ze zwykłej, najzwyklejszej marchewki. Po miesiącu, akurat zbiegło się z sylwestrem, obudziłam się z potworną wysypką. Zwaliłam na tajemnicze uczulenie, które dopadło mnie po nadużyciu, zarówno świątecznym, jak i sylwestrowym. Ale czas mijał, a pryszcze trwały. Zanim skojarzyłam je z marchewką, minął następny miesiąc i minął problem. Gdy dotarłam w tej sprawie do lekarza, dowiedziałam się, że to wcale nie było uczulenie. Sok z marchewki podobnież pobudza proces oczyszczania się organizmu z toksyn, u mnie wylazło akurat tak, z pożytkiem dla zdrowia i stanu skóry po przeczekaniu pryszczy. Naprawdę, ciężko mi było uwierzyć, że najzwyklejsze, codziennie używane warzywo może tak intensywnie działać na ludzki organizm. Na syna sok też podziałał. Spowodował krwawienie z przewodu pokarmowego. Alergia, w mordę kopana.Pomyśleć, że my te biedne, wrażliwe organizmy katujemy na najrozmaitsze sposoby. A to antybiotykami, a to konserwantami... Dobrze, że doceniasz zioła. Potrzeba do nich nie lada cierpliwości, ale myślę, że warto, chociaż leczenie trwa sporo dłużej.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń