środa, 9 czerwca 2010

Praca

- Synu, jakie masz plany na wakacje?

- Nie wiem dokładnie, poszukam jakiejś pracy...

- A co bierzesz pod uwagę?

- [...] kelner [...]

Przeegzaminowałam dziecko z posiadanej wiedzy, umiejętności, przepytałam o gotowość do nauki na kursie kelnerskim, zobowiązałam się do sfinansowania tego kursu, roztoczyłam wizję wieloletnich korzyści z dokształcenia się w tej dziedzinie, i tu mnie trochę przystopowało.

Odzew był, delikatnie mówiąc, żaden.

Pomyślałam chwilę.

Zrozumiałam, że mocno wybiegłam przed orkiestrę.

Przecież wyraźnie mówił, że będzie SZUKAŁ pracy, a nie że zamierza pracować...

17 komentarzy:

  1. Mówił: "będę szukał", czy: "poszukam?" Bo może była w jego wypowiedzi jakaś determinacja, ale nadmiarem rozważań mogłaś zachwiać jego postanowieniem.Wszak nazbyt rozwojowe zajęcie w wakacje mogłoby je zupełnie popsuć.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Poszukam". Rozmowa z Michałem jest jak zrywanie solidnie dojrzałego dmuchawca. Nie trzeba nawet nieostrożnego ruchu, wystarczy sam oddech skierowany w niewłaściwą stronę, by wszystko popsuć. Nie wykluczam, że nadmiarem dobrych chęci zasypałam kiełkującą dobrą wolę. Brakuje mi cierpliwości. Jeśli jest coś do zrobienia- robię to, nie zastanawiając się nad długofalowymi konsekwencjami. Być może powinnam dawać dziecku mniej pieniędzy i pozwolić, żeby głód pogonił go do pracy. Pewnie kiedyś tak zrobię, na razie trzymam się informacji, że mózg mężczyzny przed 25 rokiem życia jest niedorozwinięty i odruchowo myślę za Michała :) Na swoje usprawiedliwienie dodam, że wiem, staram się, i tak jest lepiej, niż dwa lata temu.

    OdpowiedzUsuń
  3. No tak, a to przecież spora różnica. Znamy przecież wiele przykładów, gdzie ktoś szuka pracy nawet całe życie. Ba, ośmielę się wysunąć dużo dalej idące wnioski: poszukiwanie pracy traktują jak sposób na życie. ;-) Pozdrawiam słonecznie. :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tfu, tfu, na psa urok, to są rzeczy, o których boję się nawet myśleć. Jedno jest pewne- łatwo miał nie będzie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak mi się wydaje, że mogłaś Młodego trochę ogłuszyć tym wulkanem aktywności i zainteresowania :) Pewnie już sobie człowiek wyobraził, jak przez całe wakacje, 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, zaganiasz go do latania z tacą i talerzami w przekonaniu, że sprawia mu to rozkosz nieziemską :) A tu wakacje przelatują ziuuuuuuu...!!! i zero wypoczynku :DDaj mu ochłonąć, bez szaleństw :) My, jak widać, też się uczymy na własnych błędach :DPozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  6. Aż taką świnią nie jestem :) Ja tylko usiłowałam wybić mu z głowy przekonanie, że ot tak, bez żadnego fachowego przygotowania zdobędzie interesującą go (czytaj: dobrze płatną) pracę. Krótki kurs na kelnera trwa trzy dni. Barman- pięć dni. Wielkim obciążeniem to nie jest, a praca idealna jako tzw. zajęcie dorywcze. Są miejsca, gdzie potrzebują pomocy dwa, trzy dni w tygodniu, w sam raz praca dla studenta. Ale nikt nie będzie ryzykował, że koleś poda zupę z paluchem i nie zareaguje na pstrykanie :)Poza wszystkim kocham fachowość, jeśli ktoś bierze się za pracę, powinien się przyłożyć do uzyskania możliwie najszerszej wiedzy. Nie jestem poganiaczem niewolników, całkiem po prostu stać mnie wyłącznie na zaspokojenie podstawowych potrzeb rodziny. Jeśli ktoś ma esktra wymagania, musi doginać własnoręcznie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. ~zbyszekusowski14 czerwca 2010 12:08

    Prowadziłem wiele lat dwie restauracje w Poznaniu. Zgłaszali sięw czerwcu młodzi ludzie w poszukiwaniu pracy, co wyjaśnione zostało w poprzednich spotach - różnica okazuje się kolosalna. Poszukiwanie pracy, a DO PRACY.I jeżeli już jakiś delikwent(ka) został przyjęty, zaczynała się obserwacja poczynań, poprzedzona wstępną nauką. Oczywiście, wszystko to jest jedna bzdura. Jak można nauczyć"zasób ludzki" fachu kelnerskiego, skoro tenże ma zamiar zarobić pieniądze, tylko zarobić?! Moje rozmowy z delikwentami, zaczynające sie od wbijania w łeb że, jest to swoista misja, że klener musi umieć sprzedać, że powinien wiedzieć co sprzedaje, że dla klienta jest jedynym łącznikiem między wqr...nym kucharzem a jego bezsilnością, że..........milion detali, które złożone do kupy dają wreszcie umiejetności i wiedzę do bycia KELNEREM !!!We Francji, adept na kelnera (mówimy o KELNERZE) rozpoczynał pracę od stanowiska pomocy na kuchni.Dwa lata pracy w kuchni, na zmywaku, w jarzyniaku, na poszczególnych stanowiskach pracy uświadamiały mu "istotę"talerza, który któregoś dnia będzie mógł postawic przed zgłodniałym gościem. Rokujący nadzieję dostepowali przywilejuprzejścia ( 1 cały rok) przez piwnicę i alkohole, w tym bar - drinki itp. Jeżeli rzeczony, przyszły lew kelnerski nie podpadł, dane mu wreszcie było w czwartym roku pracy zabierać ze stołów puste naczynia po jedzeniu. Rok takiego zbierania był szansą na wejście w piatym roku na stanowisko "POMOCNIKA KELNERA". Na samodzielne stanowisku mógł liczyć w przypadku zastępstw chorobowych, czy innych urlopów.Marzeniem młodego adepta było odebranie zamówienia od głodnych gości !!!UFF!!! Rozpisałem się, nie na temat. A wierz mi, moich doświadczeń i obserwacji zebrałoby sie na pracę doktorską albo inną reHABILITACJĘ. Daj chłopakowi spokój z tym kelnerowaniem.Moja historia z ŻYCIEM zaczęła się w wieku 17 lat i trzech miesięcy ( po maturze), kiedy to postanowiłem odczepić się od rodziny. Wszystko co stało się od tego dnia, działo sie na MÓJ WŁASNY RACHUNEK. Czego życzę wszystkim młodym i ich MATKOM I OJCOM ( że nie powiem, babciom i dziadkom).

    OdpowiedzUsuń
  8. a mój chce na budowę...dobrze tylko, ze u nas nie ma budowy...bo chce kupic sobie motorynkę, na razie za 5 zet myje samochód...i w wieku 14 lat niech tak zostanie...he,he

    OdpowiedzUsuń
  9. a na motory nie pojechaliśmy, bo przerzucił się na wędkowanie- nadążysz???

    OdpowiedzUsuń
  10. ~zbyszekusowski14 czerwca 2010 13:29

    Przypomniało mi się kawałeczek przemijania z KELNEREM.Zgłosił sie do mnie człowiek 32 lata, niczym się nie wyróżniający( jedno wrażenie, to mówił cicho aczkolwiek bardzo wyraźnie, co dla mnie muzyka ma kapitalne znaczenie), który chciałby dorobić do pensji. Nie przepadam za "dorabiającymi"z różnych względów, ale wzbudziwszy ogólne zufanie, został przyjety "na kelnera".A teraz jak w CV:mgr chemii uniwersyteckiejszef produkcji w dużym np. Herbapolupensja w macierzystym zakładzie pracy: wysokaUmiejętności: ( na kursach tego nie uczyli)WZBUDZANIE ZAUFANIA, NIEBYWAŁA TROSKA O DETALE WYKONYWANEJ PRACY, POSTAWA SŁUŻEBNA (nie służulcza).Ode mnie: po trzech miesiącach napiwki sięgające 200 pln dziennie (zmiana 10 godzin);Grupa gości żądająca obsłużenia przez pana R.Po trzech latach pracy żegnamy się. Wiem o nim dużo, a jednakniewiele.Od tego pożegnania mija 6 lat. Po drodze bardzo lakoniczne kontakty, z okazji moich imienin. I właśnie, kilka dni temu, dostałem zawiadomienie o święceniach kapłańskich pana R.Najlepszy kelner i pracownik jakiego miałem w mojej przeszło dwudziestopięcioletniej karierze restauratora.Jeżeli będzie takim kapłanem ( w co bardzo wierzę) jak kelnerem, to Kościól zyska duszpasterza o jakim marzą autentyczni wierni. Tak mi się to przypomniało.

    OdpowiedzUsuń
  11. No proszę, trafiłam w czuły punkt :) Oczywiście, masz absolutną rację, że kelner to rodzaj powołania. Zresztą, każdy zawód, gdy praca ma być wykonywana właściwie. Bardzo słuszna droga zresztą, każdy pracownik knajpy powinien zaczynać od zmywaka i pomagania w kuchni, żeby wiedzieć, o czym rozmowa.Mnie chodziło o tzw dorabianie, moje dziecko raczej powołania w kelnerskim fachu nie znajdzie. Kraków to dziwne miejsce, jeśli chodzi o knajpki, te małe, pojawiające się i znikające dziesiątkami każdego roku. Nie znajdziesz w nich przyzwoitego kelnera, chyba, że przypadkiem. Większość to ludzie zupełnie przypadkowi, mający o zawodzie żadne pojęcie. Taka specyfika miejsca nastawionego na turystów, nigdy nie trafiających dwa razy do tej samej knajpy. Trzydniowy kurs doszkalający to akurat właściwy poziom :)Staram się nie mieszać. Naprawdę. Różnie mi wychodzi. Rzecz w tym, że dziecko, choć oficjalnie dorosłe, samo nie bardzo dojrzało do ostatecznego odcięcia pępowiny.

    OdpowiedzUsuń
  12. Do oficjalnej pracy jeszcze go nie przyjmą. Masz jeszcze parę lat spokoju :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Czyli wracamy do punktu wyjścia, nie praca jest ważna, tylko człowiek. Zawsze i wszędzie człowiek.

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie nadążę. Gdzie wędce do motorów ?!? Ale może ja jestem słabo podatna na uroki spokojnych zajęć :) Dziecko niech ćwiczy cierpliwość, akurat bardzo przydatna cecha.

    OdpowiedzUsuń
  15. ha,ha ...zwłaszcza w okresie dojrzewania...a motorów było około 1000-ca...sama żałuję , że nie pojechałam...

    OdpowiedzUsuń
  16. No tak. Na pewno były to nie-byle-jakie-maszyny. W takich zlotach kręcą mnie dwie rzeczy: fantastyczne maszyny i duma w oczach właścicieli. O chromie i skórze nie wspomnę. I o rrrrryku silników. I o brodach plugawych. Oraz frędzlach. :)

    OdpowiedzUsuń
  17. http://mad-miss.blog.onet.pl/Fajny blog.Jeśli szukasz pracy lub poszukujesz pracownika napisz ewelina-bella@wp.plW temacieOFERTA PRACY MAD -MISS

    OdpowiedzUsuń