wtorek, 27 września 2011

Jesień idzie, nie ma na to rady...

Jak zwykle nie mogę się zmieścić z wakacyjnymi wspomnieniami w rozsądnym czasie. Niedługo będę przynudzać aż do Wigilii. No już dam spokój, jedynie napomknę, że resztę wakacji spędziliśmy nad rzeczką opodal krzaczka w Rytrze. Było miło, zdjęcia wkleję, bo kto mi zabroni? Ale to potem. Tymczasem wrzucę parę migawek z Matriksa.

Cztery lata temu podpisałam pewną umowę. Z pomarańczową firmą telekomunikacyjną. Umowa moja, telefon- dziecka. Byłam świadoma podejmowanego ryzyka, owszem. Postarałam się więc o drobne zabezpieczenie, wpisaliśmy w umowę limit. Gdy dziecko przekraczało dwie stówy- telefon miał być odłączany. Miał być, bo nigdy w historii takie coś nie nastapiło. Rozsądne dziecko pilnowało rachunku, który regulowało z własnej, chudej kieszonki. Dwa miesiące temu dziecko zdecydowało się na rewolucyjną zmianę, moimi rękami wypowiedziało umowę pomarańczowym, podpisało umowę z rozćlamanymi fioletowymi. Trzy miesiące wypowiedzenia płacone innym, ale w nagrodę za przyobiecane dwa lata bulenia fioletowym- aparacik do ręki już teraz. Aparacik o taki. Gadżecik. Moje dziecko to zapoznany gadżeciarz. Bawił się więc telefonikiem non stop przez tydzień, korzystając w tym czasie z domowej sieci bezprzewodowej. Ale po tygodniu życie zmusiło biedne dziecko do wyjścia z domu. Poza domem sprawdził sobie skrzynkę e-mail za pośrednictwem pomarańczowego operatora. A potem sprawdził, ile go to kosztowało. Okazało się, że sporo.

Otóż prawie  8 000,- zł.

Podobnież ściągnął 1,5 GB danych za jednym zamachem, zdolniacha. Gdy już udało się wyrwać jakiekolwiek informacje dotyczące tego połączenia okazało się, że Michał o tej godzinie w ogóle nie korzystał z telefonu!

Analiza techniczna wykazała, że połączenie było z "mojego" numeru. Do dziś (minęły dwa miesiące) nie poinformowano mnie, z jaką stroną było połączenie, jakie dane pobrano, gdzie te dane są, skoro nie ma ich w pamięci aparatu. Podobno firma telekomunikacyjna nie ma obowiązku podawania takich danych. Nawet mnie, chociaż to ja mam płacić. Co więcej, dowiedziałam się, że istnieją umowy obowiązujące wyłącznie jedną stronę, bo umówiony limit 200 zł upoważnia operatora do zawieszenia usługi po przekroczeniu tej kwoty, ale nie chroni mnie przed zawyżonym rachunkiem.

Każdy, KAŻDY cholerny ludzik w pomarańczowej machinie traktuje mnie jak kretynkę, która pcha się do aparatu, z którego nie umie korzystać, a jak wiadomo za głupotę trzeba płacić. Ba, żebym to ja korzystała z tego aparatu! Wtedy owszem, ignorancja użytkownika wchodziłaby w grę. Rzecz w tym, że korzystał Michał. Który od urodzenia ma rękę do elektroniki. Oraz nieprzeciętną wiedzę na ten temat. Oraz pielęgnowane zamiłowanie do gadżetów. Jeśli mówi, że nie ma możliwości, żeby coś ściągnęło się samo, czy też nieświadomie- wierzę mu. Po prostu. Wierzę bez zastrzeżeń. Sami wyciągnijcie sobie wnioski.

Sprawę zgłosiłam do Prokuratury, mimo, że mam świadomość, że to chore, żeby zamiast szukać trupa w ogródku, zajmowali się umowami abonenckimi. Niestety, w głębi mnie mam poczucie, że ktoś mnie tu nacina na grubą kasę, za bezdurno. Niech szukają oszusta.

Doniosłam również do Urzędu Komunikacji Elektronicznej, z nadzieją, że kara będzie sroga, i tu mi wszystko jedno, dla kogo. Czy dla pomarańczowych za nadużycia, czy dla fioletowych za wadliwy aparat. Może być nawet po równo. Ja szykuję się do chudych dni, ponieważ niebawem na pensję wejdzie mi komornik, i to na ładnych parę lat (biorąc pod uwagę jej wysokość). 

Dodatek specjalny:

Michałowa dziewczyna popełniła taką samą zbrodnię, pobierając telefon od fioletowych w czasie trzech miesięcy wypowiedzenia u pomarańczowych. Młodzian w salonie, który podawał dziewczynie telefon, poprosił, żeby natychmiast zadzwoniła do pomarańczowych, i zablokowała dostęp do internetu. Nie poinformował, czemu ma tak zrobić, ale ja sobie wnioski wyciągnęłam. Niunia rzeczywiście spróbowała odłączyć tę usługę. Okazało się, że niestety, nie można tego zrobić (!!!). Ponieważ albowiem jest to usługa podstawowa i gdyby nie była dostarczona, można by pomarańczowych skarżyć. Nic to, że abonent usługi sobie nie życzy. Kto by się tam przejmował abonentem, he he...

Naszkicowałam tę żenującą historię ku przestrodze. Chociaż nie wiem, przed czym przestrzegam. Internet, telefon, karty kredytowe, banki, kamery na skrzyżowaniach i nie tylko. Wybory bez wyboru. Smutki bez radości. Bajki bez happy endu.

Tak, jestem wściekła. Bo bezsilna.

Nie, nie będę się tym przejmować. Gnój wolę trzymać na dystans, żeby nie prysnął na skraj sukni.

No to teraz Rytro:

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

2 komentarze:

  1. ???????????? Rozwaliłaś mnie tą historią..!!! Chyba nigdy w życiu nie zmienię operatora, tak na wszelki wypadek... Ja z pomarańczowych korzystam od trzech lat, w sumie jestem nawet zadowolony - możliwe, że dlatego, że z żadnych dziwnych rzeczy nie korzystam... Telefon mam do rozmowy, czasami do SMSów. Z Internetu korzystam jak Bozia kazała, czyli w domu (operator Vectra, też się jakoś nie skarżę...). Pomarańczowi mi ostatnio wymienili telefon (jestem dość zadowolony) i umowę (jestem baaardzo zadowolony, bo opłaty mi spadły niemal o połowę). Czyli, jak widać - nie ma tutaj reguł. Wszędzie się trafi coś pozytywnego i coś parszywego. Co do sprawy spornej opłaty - radziłbym jeszcze kontakt z rzecznikiem praw konsumentów. Pamiętam, że dawno temu otarłem się o tę instytucję przy okazji rozwiązywania umowy z Cyfrą+. Przed kontaktem z rzecznikiem nic się nie dało i straszyli mnie już windykacją i komornikiem. Po kontakcie - nagle kurde okazało się, że ha ha, przepraszamy pana, ojej, ale numer, że też tak się strasznie pomyliliśmy, ha ha, jeszcze raz przepraszamy, życzymy miłego dnia i prosimy nie chować urazy. Dranie.A w Rytrze też kiedyś byłem, ale to było przed wiekami, gdy na Ziemi chadzały jeszcze dinozaury... Zdjęcie z rzeczką mam do dzisiaj bardzo podobne :-)Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  2. Acha, ja też do niedawna żyłam złudzeniami. A potem przejrzałam strony internetowe, na których jest milion podobnych historii. Sprawiedliwie, ze wszystkich tele-firm. Włos bieleje. Korzystasz np. z internetu gdzieś w sklepie, gdzie jest sieć za darmo. Potem wychodzisz, zapominasz zablokować WIFI w telefonie- na ekranie nie ma przypominajki- jedziesz sobie tramwajem w-o-g-ó-l-e nie korzystając z telefonu. Ktoś sobie sprawdza dostępne nie zabezpieczone sieci w okolicy. O, jest frajer! I np. tak można zostać naciętym na grubą kasę. Oczywiście, można wykupić nielimitowany transfer danych.Co ciekawe, gdy już się złamiesz (najczęściej po zapłaceniu kilkusetzłotowego rachunku) okazuje się, że miesiączny pobór danych jest minimalny i jakoś nikt nie szuka frajera z niezabezpieczoną siecią w telefonie, bo przecież jest lepiej i łatwiej skorzystać z normalnego, bezprzewodowego łącza z komputera sąsiada, które to łącze komputerowe jest o niebo lepsze...Michał teraz ma telefon na kartę, korzysta z tego samego aparatu, ściąga wszystko, czego potrzebuje i co przyjdzie mu do głowy (dla sprawdzenia) i jakoś nie jest w stanie w ciągu miesiąca przekroczyć 400MB.Gdy zgłaszałam sprawę na policji, przemiły przedstawiciel władzy, który w miarę postępowania opowieści coraz bardziej trzymał się za głowę, stwierdził, że już nia ma konta internetowego, zamierza zrezygnować z karty bankomatowej, a widzi mu się, że i z telefonem czas się pożegnać. Dołożył historyjkę o pani, której wyczyszczono konto za pomocą karty- w Rumunii, nie muszę chyba dodawać, że w tym pięknym kraju nigdy nia była. Ale banki chociaż się poczuwają i oddają, w przeciwieństwie do firm telekomunikacyjnych, które niczego nie muszą, za to wiele mogą. Na razie mam nadzieję się wywinąć, bo wygląda na to, że spóźnili się z odpowiedzą na reklamację, co oznacza, że reklamacja uznana jest automatycznie. Ale włos mam zjeżony non stop od dwóch miesięcy. Powinnam ich skarżyć za zszarpane nerwy i nadpsute wakacje.Ach, rzecznik najpierw był na długich wakacjach, a potem był wyraźnie znudzony całą sprawą, ponieważ ileż można interweniować w identycznych sprawach, a i tak wiadomo, że okaże się, że to użytkownik idiota nie umie się posługiwać aparatem. Chwilowo odpuściłam.Czekam niecierpliwie na działania policji i UKE, wtedy się przekonamy. Od nie można do można? Oby.

    OdpowiedzUsuń